X

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    AMY J. FETZER
    Spóźnieni
    małżonkowie
    ROZDZIAŁ PIERWSZY
    Plantacja River Willow
    Aiken, Karolina Południowa
    Na rurze wydechowej jej samochodu huśtał się gu­
    mowy kurczak.
    Za każdym razem, gdy samochód podskakiwał na
    nierówności, gumowe nóżki bezradnie trzepotały. Kur­
    czak sprawiał wrażenie, jakby się dusił albo jakby po­
    wieszono go tam, by uwędzić go na kolację w oparach
    spalin.
    Usta Nasha Rayburna zadrgały z rozbawieniem.
    - W każdym razie ma poczucie humoru - mruknął
    do siebie i zerknął na córki, które uśmiechały się szero­
    ko. To dobry znak, pomyślał. Poprawił kapelusz, oparł
    się ramieniem o słupek werandy i wsunął kciuki za pa­
    sek spodni.
    To miała być jego wynajęta żona?
    Zakurzony samochód zatrzymał się o jakieś dwadzie­
    ścia metrów od niego i po chwili z drzwi po stronie
    kierowcy wysunęły się zgrabne nogi.
    Pierwszy zatopiony. Była ładna. Ciemne okulary za-
    6
    SPÓŹNIENI MAŁŻONKOWIE
    słaniały oczy, twarz otaczały proste ciemnorude włosy,
    ciało miała pełne i kuszące. Nash wolał nie analizować
    zbyt dokładnie własnej reakcji na ten widok.
    Mówił w agencji, że nie chce kobiety, która odciąga­
    łaby robotników od pracy na ranczu. A tymczasem miał
    przed sobą drobne cudo o pełnych piersiach i szczu­
    płych biodrach. W dodatku ruchy miała tak zmysłowe,
    że miał ochotę zasłonić córkom oczy. A niech to wszy­
    scy diabli! Ubrana była w błękitną bawełnianą koszul­
    kę, krótką dżinsową spódniczkę i sandały na wysokich
    obcasach, właśnie takie, w jakich jego żona nigdy nie
    wyglądała dobrze.
    - Och, ona wcale nie jest taka stara! - zawołała Kim
    z radością. - Będzie mogła się z nami bawić!
    Nash zatrzymał wzrok na bliźniaczkach.
    - Przecież pani Winslow też się z wami bawi.
    Obydwie dziewczynki jak na komendę skrzywiły się
    pogardliwie.
    - Ciągle każe nam grać w gry planszowe, a sama
    tylko siedzi i patrzy - poskarżyła się Kate, nie spusz­
    czając oczu z nowo przybyłej. - Ona jest ładna, prawda,
    tatusiu?
    To mało powiedziane, pomyślał Nash.
    - Tak, skarbie, bardzo ładna - odrzekł, starając się
    zachować spokój.
    W połowie drogi kobieta nagle zwolniła, a Nash po­
    czuł dziwny niepokój. W tej postaci było coś znajo­
    mego.
    SPÓŹNIENI MAŁŻONKOWIE
    7
    - Nash? - usłyszał i zamarł. Ten głos. Poznałby go
    wszędzie.
    Hayley Albright. Jego Hayley.
    - Co ty tutaj robisz? - zapytał ze zdumieniem.
    Przestąpiła z nogi na nogę, zaciskając palce na pasku
    torebki.
    - Jeśli to miał być dowcip, to muszę powiedzieć, że
    nie jestem zachwycona.
    - Ja też nie - mruknął Nash.
    Siedem lat. Siedem lat minęło od czasu, gdy był
    w niej zakochany. Była kobietą, za którą mężczyźni
    oglądali się zupełnie odruchowo, nie tylko ze względu
    na urodę, ale również na emanującą z niej pewność
    siebie. Nie było człowieka, który nie odpowiedział­
    by uśmiechem na jej uśmiech. To była dziewczyna,
    z jaką zawsze pragnął się ożenić. Ale zdradził swą mi­
    łość i wziął sobie za żonę kogoś zupełnie innego.
    A w dodatku nigdy nie mógł wyjaśnić Hayley, dlaczego
    to zrobił. A teraz wystarczyło jedno spojrzenie, by
    wszystkie komórki jego ciała zareagowały tak jak
    kiedyś.
    Powoli zszedł z werandy, zbliżył się do niej i zdjął
    jej okulary. Śmiało spojrzała mu prosto w oczy.
    - Pracujesz w agencji Katherine? - zapytał.
    - Z czegoś trzeba żyć.
    Nash mocno zacisnął usta.
    - Kiedyś marzyłaś, żeby zostać lekarką.
    - Nadal o tym marzę - odrzekła, bawiąc się toreb-
    8
    SPÓŹNIENI MAŁŻONKOWIE
    ką. - Waśnie zdałam egzamin z interny. Za dwa tygo­
    dnie zaczynam staż w szpitalu Świętego Antoniego.
    - To świetnie - uśmiechnął się z lekką goryczą.
    Hayley poczuła się tak, jakby dał jej w twarz. Jej ma­
    rzenie, by zostać lekarzem, zawsze stanowiło między
    nimi punkt zapalny. Nash pragnął, by była po prostu
    jego żoną. Ten rozdźwięk popchnął go w końcu w ra­
    miona innej kobiety.
    - Jakoś nie wydaje mi się, żebyś mówił szczerze -
    rzekła, unosząc lekko brwi.
    Nash przymrużył oczy.
    - Hayley, nigdy nie życzyłem ci źle.
    - Nie, chciałeś tylko, żebym porzuciła swoje marze­
    nia dla twoich.
    Twarz Nasha ściągnęła się. To nie była odpowiednia
    chwila na taką rozmowę. W dodatku Hayley pachniała
    jaśminem.
    - Miło cię znów widzieć - wykrztusił w końcu.
    - Miło - pokiwała głową, uważnie przypatrując się
    jego twarzy. Nie postarzała się za bardzo. Upływ lat
    wpłynął na nią korzystnie. Delikatne zmarszczki doda­
    wały jej charakteru.
    Nash miał teraz trzydzieści pięć lat i był równie przy­
    stojny jak wtedy, gdy zobaczyła go po raz pierwszy na
    wieczorku studenckim podczas ostatniego roku colle-
    ge'u. Przyszedł tam z Katherine Davenport, koleżan­
    ką Hayley z akademika i klubu studenckiego, właści­
    cielką agencji Żona do Wynajęcia, a wyszedł z Hayley.
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl