-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KEVIN J. ANDERSON
REBECCA MOESTA
ZAGUBIENI
(Przełożył Andrzej Pyrzycki)
ROZDZIAŁ 1
Jaina Solo spoglądała, jak szmaragdowozielona bryła księżyca Yavina Cztery maleje
w rufowym iluminatorze „Sokoła Tysiąclecia”. Westchnęła, wyraźnie zadowolona.
- Jacenie, cieszysz się, że wracamy do domu? - zapytała, spoglądając w bursztynowe
oczy brata bliźniaka.
Jacen przeczesał długimi palcami rozwichrzone brązowe włosy.
- Nigdy nie przypuszczałem, że to powiem - przyznał - ale cieszę się, że następny
miesiąc spędzimy z mamą, tatą i braciszkiem Anakinem.
- Zapewne wydoroślałeś - zażartowała Jaina.
- Kto, ja? - odparł Jacen, bez powodzenia udając urażonego. - Nie-e-e. - Po chwili,
chcąc dać dowód tego, iż teoria jego siostry jest błędna, błysnął zębami w szelmowskim
uśmiechu, dzięki któremu wyglądał jak młodsze wcielenie ojca, Hana Solo, i zapytał: -
Opowiedzieć ci dobry kawał?
Jaina przewróciła oczami i wsunęła za ucho niesforny kosmyk włosów, który ciągle
opadał jej na czoło.
- Domyślam się, że i tak opowiesz, nawet jeżeli się nie zgodzę-po chwili pstryknęła
palcami, udając, że nagle przyszedł jej do głowy świetny pomysł: - Dlaczego nie pójdziesz do
sterowni i nie opowiesz go Tenel Ka?
Doskonale wiedziała, że ich najlepsza przyjaciółka rzadko się uśmiecha, a niemal
nigdy nie śmieje się z dowcipów Jacena, mimo iż chłopiec niemal codziennie opowiada jakiś,
pragnąc ujrzeć na jej twarzy chociaż cień uśmiechu.
- Chcę, żebyś ty była moją doświadczalną słuchaczką - odparł Jacen. - Później
wypróbuję ten dowcip na Lowbacce... o ile go odnajdę. Wiesz, mimo iż jest Wookiem, ma
całkiem niezłe poczucie humoru.
- Powinieneś znaleźć go bez trudu - oświadczyła Jaina. - „Sokół” nie jest aż taki duży,
a możesz być pewien, że przesiaduje w pobliżu jakiegoś komputera.
- Hej, chcesz tylko odwrócić moją uwagę, żebym nie opowiedział tego dowcipu -
obruszył się Jacen. - Jesteś gotowa?
Jaina głęboko westchnęła.
- No dobrze, co to za dowcip? - zapytała.
- Posłuchaj: Jak długo sypia wujek Luke?
Jaina zmarszczyła brwi i popatrzyła na brata.
- Tu mnie masz - powiedziała. - Nie wiem.
- Jedną noc Jedi. - Dumny z siebie Jacen wybuchnął głośnym śmiechem.
Jaina pozwoliła, by z jej piersi wydarł się melodramatyczny jęk.
- Nie sądzę, by roześmiał się z tego nawet Wookie - oświadczyła.
Jacen sprawiał wrażenie zbitego z tropu.
- Myślałem, że to najlepszy dowcip, jaki kiedykolwiek opowiedziałem - stwierdził. -
Sam go wymyśliłem.
Nagle jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
- Hej, ciekaw jestem, czy na Coruscant spotkamy jeszcze Zekka! - powiedział. - On
zawsze śmieje się z moich dowcipów.
Jaina uśmiechnęła się na wspomnienie przyjaciela, bezdomnego urwisa, który został
przygarnięty przez starego Peckhuma zaopatrującego akademię Jedi w żywność i sprzęt. Zekk
był o kilka łat starszy od bliźniąt, ale udowodnił, że potrafi być przedsiębiorczy, mimo iż nie
miał szczęścia w dotychczasowym życiu. Jaina mogła całymi godzinami siedzieć i słuchać,
jak Zekk opowiada o swoim dzieciństwie. Urodził się na Ennth. Kiedy jego kolonię
spustoszył kataklizm, uciekł pierwszym transportowcem, jaki przyleciał tam z zapasami
żywności dla kolonistów.
Jaina nie potrafiła nie podziwiać samodzielności Zekka. Nigdy w życiu nie zrobił
niczego, chyba że sam tego pragnął. Prawdę mówiąc, kiedy kapitan statku ratowniczego
oświadczył, że Mekk powinien trafić do sierocińca albo domu zastępczego, przy pierwszej
okazji uciekł z jego statku i przedostał się na pokład innego transportowca. Później latał od
jednej planety do drugiej, czasami pracując jako chłopiec okrętowy, innym razem podróżując
jako pasażer na gapę. Pewnego dnia spotkał jednak starego Peckhuma, który właśnie wracał
na Coruscant. Chociaż obaj byli samotni i niezależni, polubili się, a nawet zaprzyjaźnili. Od
tego czasu mieszkali razem.
- Masz rację, może Zekk roześmiałby się z tego dowcipu -przyznała w końcu Jaina. -
On ma czasami dziwaczne poczucie humoru.
Bliźnięta pozostawiały daleko za sobą znajdującą się na Yavinie Cztery akademię
Jedi. Spoglądając w milczeniu przez iluminator dostrzegły, jak ogniki odległych gwiazd
zamieniają się w świetliste linie. „Sokół Tysiąclecia” znalazł się w nadprzestrzeni i podążał w
stronę Coruscant. Do domu.
Jacen siedział przy stoliku z holograficznymi szachami i przyglądał się ustawieniu
figur na planszy. Przetrząsał mózg w poszukiwaniu strategii, która pozwoliłaby mu najlepiej
zareagować na ostatni gambit Lowiego.
- Twoja kolej - odezwała się półgłosem Tenel Ka, jak zawsze rzeczowo.
Jacen miał nadzieję, że zdoła wygrać jedną czy dwie partie, choćby po to, żeby
wywrzeć dobre wrażenie na swojej koleżance. Nie potrafił jednak skupić myśli, kiedy raz po
raz spoglądał na Tenel Ka, siedzącą obok niego. Dziewczyna, odziana w tunikę z jaszczurczej
skóry, skrzyżowała na piersi obnażone ręce i uważnie przyglądała się wszystkim
posunięciom. Za każdym razem, kiedy poruszała się albo coś mówiła, złocistorude włosy,
zaplecione w mnóstwo warkoczyków, wirowały za jej głową jak w szaleńczym tańcu.
Jaina stała za plecami Lowiego, który siedział po przeciwnej stronie stolika,
ustawionego w świetlicy „Sokoła”. Nieustannie szeptała, wymieniając z młodym Wookiem
uwagi, wskazując to na jedną holograficzną figurę, to na drugą. Niewielkie drżące wizerunki,
widoczne na polach szachownicy, zdawały się niecierpliwie czekać na następny ruch Jacena.
Chłopiec czuł, że nad górną wargą i na czole zaczynają się zbierać kropelki potu. Nie liczył
na to, że będzie miał jakąś szansę w pojedynku z takim geniuszem komputerowym, jakim był
Lowie... tym bardziej że młodemu Wookiemu pomagała Jaina.
- Powinniśmy wyskoczyć z nadprzestrzeni mniej więcej za pięć standardowych minut
- odezwał się. Han Solo ze sterowni. - Jesteście gotowe, dzieciaki?
-Hej, tato, czy możemy sobie postrzelać? - zawołał Jacen, zrywając się na równe nogi.
Ucieszył się, że nie musi kończyć gry. Nareszcie coś, w czym jest dobry!
Chłopiec uwielbiał zabawę, którą kiedyś wymyślił ojciec dla niego i dla siostry.
Ilekroć wracali „Sokołem Tysiąclecia” na Coruscant, Han pozwalał, by bliźnięta zajmowały
miejsca na fotelach artylerzystów obu działek. Gdy zbliżali się do planety, Jacen i Jaina
zaczynali przepatrywać przestworza. Szukali zaśmiecających je kawałków metalu i
szczątków, pozostałych po kosmicznych bitwach, jakie przed laty toczono nad Coruscant,
podczas wojny z Imperium.
- Nigdy nie znajdujemy tylu śmieci, żeby wystarczyło dla nas obojga - poskarżyła się
Jaina.
- Ach, tak? - zapytał Jacen, obdarzając siostrę najbardziej wyzywającym uśmiechem,
na jaki potrafił się zdobyć. - Martwisz się, bo ostatnio ja trafiłem w jakąś bryłę, a tobie się nie
udało. Jestem pewien, że nie zabraknie szczątków ani dla mnie, ani dla ciebie. Mam
przeczucie, że dzisiaj oboje sobie postrzelamy. - Wzruszył ramionami. - Rzecz jasna, jeżeli
nie czujesz się na siłach...
Oczy Jainy zamieniły się w szparki na znak, że dziewczyna podjęła wyzwanie. Jeden
kącik jej ust zadrżał w lekkim uśmiechu.
- No to na co jeszcze czekamy? - zapytała.
W następnej chwili odwróciła się i pobiegła do wieżyczki najbliższego działka, nie
czekając, aż jej brat pospieszy do drugiego. Tenel Ka postanowiła towarzyszyć Jacenowi, a
Lowie, jak zawsze uczynny, puścił się długimi susami za Jaina.
Wszyscy czworo pozostawili za sobą stolik z szachownicą i świetlistymi figurkami
holograficznych potworów, które przycupnęły na polach, jakby czekając na następny ruch
któregoś gracza.
Jacen znalazł się w wieżyczce dolnego działka i usiadł na fotelu artylerzysty,
przystosowanym do rozmiarów ciała dorosłej osoby. Zapiął sprzączki ochronnych pasów i
pochylił się do przodu, żeby sięgnąć po dźwignię mechanizmu spustowego. Tenel Ka zajęła
miejsce u boku chłopca. Jej granitowoszare oczy zwęziły się, jakby nie chciały widzieć
niczego oprócz śmiercionośnej broni.
- Obserwuj ten ekran - odezwał się Jacen. - W przestworzach nie brakuje śmieci, ale
przeważnie są to małe bryłki.
- Mimo iż są takie małe, stanowią poważnie zagrożenie dla nadlatujących statków -
powiedziała Tenel Ka.
- To jest fakt - przyznał Jacen i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Właśnie
posłużył się zdaniem, jakie często słyszał z ust swojej koleżanki. - Dlatego niszczymy je,
ilekroć mamy okazję.
Od strony drugiej wieżyczki dobiegły nagle odgłosy radosnej kanonady na dowód, że
Jaina zaczęła strzelać ze swojego czterolufowego działka. Po chwili rozległ się donośny ryk
Wookiego zachęcającego dziewczynę.
- Hej, jakim cudem udało się jej tak szybko coś namierzyć? - zapytał zdumiony Jacen.
- Spójrz na swój celownik - zauważyła Tenel Ka, pokazując świetliste linie na ekranie.
- Och! - wykrzyknął Jacen. - Ja także mógłbym strzelać... gdybym nie odrywał
spojrzenia od ekranu.
Obrócił wszystkie cztery lufy w ten sposób, by skierowały się ku wybranemu
punktowi, a potem obserwował, jak krzyż celowniczy na ekranie coraz bardziej się przybliża.
Możliwe, że wyśledził kawałek płyty poszycia kadłuba starego gwiezdnego niszczyciela, a
może pustą kapsułę towarową, porzuconą w przestworzach przez jakiegoś przemytnika, który
musiał ratować się ucieczką. Jacen uchwycił obiekt w środek krzyża...
- Cel namierzony - oznajmiła Tenel Ka. - Uwaga... Strzelaj!
Jacen zareagował niemal odruchowo i nacisnął guzik spustowy. Ze wszystkich
czterech luf wystrzeliły skupione wiązki światła. Dotarły do celu i zamieniły bryłkę metalu w
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wzory-tatuazy.htw.pl