• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Angelsen Trine
    Córka Morza 30
    Na dobre i złe dni
    Rozdział 1
    Oniemiała ze zgrozy Elizabeth wpatrywała się w lens-mana. Z trudem usiłowała zrozumieć sens tego,
    co powiedział. Mówił o jakiejś katastrofie na morzu i o tym, że utonęło ponad stu mężczyzn. Ale po co
    jej to mówił? Co to miało wspólnego z nią? Naturalnie, to straszna tragedia, Jensa jednak nie było
    wśród tych, którzy zginęli. To niemożliwe. Już raz go straciła. Potem Kristian zginął w Troll-
    jordslaget. Jens nie mógł opuścić jej po raz drugi!
    Ile bólu i cierpienia jest w stanie znieść człowiek? Słyszała o matkach, które odprowadziły do grobu
    nawet pięcioro- sześcioro dzieci. Jak zdołały to przeżyć? Czy kiedykolwiek potem doszły do siebie?
    Elizabeth słyszała, że lensman coś mówi, poczuła jego wielką dłoń na swoim ramieniu i zdała sobie
    sprawę, że ktoś jeszcze stanął w drzwiach i też słuchał. Ale skąd dochodził ów rozpaczliwy krzyk?
    Upłynęło kilka sekund, zanim się zorientowała, że to ona krzyczy. Wtedy rzuciła się na lensmana,
    chwyciła go za poły płaszcza i mocno nim potrząsnęła. Miała ochotę gryźć, drapać, bić, lecz czyjeś
    silne ręce ją powstrzymały.
    - Spokojnie, Elizabeth. Spokojnie.
    Jego głos był głęboki i opanowany, ale nic to nie pomogło. Krzyk wyrywał się z jej wnętrza niczym
    wycie, które rodziło się gdzieś w dole brzucha. Jej policzki stały się wilgotne i poczuła słony smak w
    kącikach ust. Łzy!
    - Tylko nie Jens! - szlochała. - Powiedz, że to nieprawda! Nie zniosę tego! Nie wolno ci go zabierać,
    słyszysz?!
    2
    Przychodzisz tu raz za razem i opowiadasz rzeczy, o których nie chcę wiedzieć!
    Zjawiła się Helenę, objęła ją swymi pulchnymi ramionami, przytuliła do piersi i gładziła po włosach.
    - No, no, moje dziecko. Wszystko będzie dobrze. Tylko się już uspokój.
    Elizabeth próbowała powstrzymać spazmy. Nigdy przedtem nie czuła takiej bezsilności, takiego
    smutku, a zarazem tak ogromnej pustki jak teraz. Nic jej nie obchodziło. Ogarnęła ją całkowita
    rezygnacja.
    - Pomyśl o Williamie - szepnęła Helenę. - Jeszcze on ci pozostał. Nie pozwól, żeby cię zobaczył w tym
    stanie. No i masz też Signe. Nie zapominaj, ile ona straciła.
    Powoli do Elizabeth docierał sens tych słów. Ostrożnie wyswobodziła się z objęć Helenę i rozejrzała
    dokoła. Zobaczyła dzieci, które wpatrywały się w nią wielkimi oczami, trzymając się kurczowo za
    ręce. Dolna warga Signe lekko drżała.
    - Gdzie jest tata? - szepnęła dziewczynka zachrypniętym głosem.
    - On... - Elizabeth musiała otrzeć łzy, żeby lepiej widzieć, a potem odchrząknęła. - Będziemy się
    modlić do Boga, żeby miał tatę w opiece. - Wstrzymała oddech na kilka sekund, bo nie była w stanie
    mówić dalej. Zaraz jednak zebrała się w sobie i spytała: - Pamiętacie tę straszną burzę?
    Dzieci skinęły jednocześnie.
    - Rozpętała się w Storvaagen i na morzu też. Wiele statków się przewróciło i wielu rybaków utonęło.
    - Ilu? - zapytał William.
    Jak miała powiedzieć małemu chłopcu, że zginęło ich ponad stu? Potrafił liczyć tylko do pięciu.
    - Zbyt wielu - odparła i przykucnęła przed dziećmi.
    - Tata był wśród nich, prawda? - Signe nie spytała, tylko stwierdziła.
    - Tego jeszcze nie wiemy. - W chwili gdy Elizabeth
    3
    wypowiedziała te słowa, nagle zapłonęła w niej nikła nadzieja.
    William przeniósł wzrok na kogoś, kto stał za nią.
    - Może i Lars nie żyje. Albo Cornelius Arnoldy. Elizabeth poderwała się gwałtownie. O tym nie
    pomyślała! Przerażona, utkwiła spojrzenie w lensmanie.
    - Dlaczego właściwie tu przyszedłeś? - spytała. - Znasz jakieś nazwiska? Czy jest wśród nich ktoś z
    naszych?
    Przełknął ślinę i przyjrzał się swoim butom. Potem znów podniósł wzrok.
    - Nie, nie mam żadnych nazwisk. Chciałem was tylko uprzedzić o tej katastrofie. Chodzę od domu do
    domu, do rodzin, których mężczyźni wypłynęli w morze. Uznałem, że powinienem wszystkich
    przygotować. Jeśli się czegoś dowiem, naturalnie zaraz was powiadomię, ale może się zdarzyć, że wy
    wcześniej dostaniecie wiadomość. Może list... Albo trzy. - Spróbował się uśmiechnąć, ale nie całkiem
    mu to wyszło.
    Elizabeth wydmuchała nos w chusteczkę, którą znalazła w kieszeni. Musiała wziąć się w garść,
    chociażby ze względu na dzieci. Poza tym nie tylko ona jedna będzie teraz miała o kogo się martwić.
    W tym domu jeszcze dwie inne kobiety wysłały w morze swoich mężczyzn.
    - Może wejdziesz na chwilę? - spytała już spokojniej. Urzędnik pokręcił głową.
    - Dziękuję, ale muszę iść dalej.
    Ukłonił się i podał im dłoń na pożegnanie.
    Uścisnęły ją po kolei i życzyły mu powodzenia na dalszą drogę, po czym wróciły do kuchni, milczące
    i zatopione we własnych bolesnych myślach. Wzrokiem wędrowały za okno, ku brzegowi. Gdzie teraz
    byli ich mężczyźni? Czy żyli? Czas pokaże.
    Stopniowo docierało do nich więcej informacji. Niektó- _ rzy twierdzili, że zginęło około stu
    dwudziestu rybaków, inni że nawet stu pięćdziesięciu, ale nikt nie był niczego pewien. Tylko Bóg znał
    dokładną liczbę zaginionych.
    9
    - Teraz rozumiem sens tego, co widziałam w Wigilię - odezwała się któregoś dnia Elizabeth, prasując
    pościel. Żelazko powoli i pewnie sunęło po materiale. Od czasu do czasu podnosiła je i sprawdzała,
    czy jest dostatecznie gorące, po czym wymieniała na inne, którym najpierw na próbę przesuwała po
    ścierce, żeby nie zostawić brudnych śladów na poszewkach.
    - Co mówiłaś? - spytała Helenę.
    - Miałam wizję. To było wtedy, kiedy wyszłam za potrzebą tuż przed czytaniem
    Ewangelii.
    Pamiętasz?
    Helenę skinęła głową w zamyśleniu. Podeszła bliżej, jak gdyby się bała, że nie usłyszy całej historii,
    jeżeli będzie stała za daleko, a między jej brwiami utworzyła się głęboka bruzda.
    - Nie rozumiałam, dlaczego tylu ludzi jest na dworze tak późnym popołudniem. Ciągnęli długim
    szeregiem. Jechali wozami konnymi. Niektórzy szli obok. Przyszło mi na myśl, że poszaleli. Albo że
    może ja zapomniałam o czymś, co się wydarzyło. Wiesz, zebrało się wtedy tyle spraw. Święta i w
    ogóle. - Uśmiechnęła się szybko. - Właściwie poczułam się trochę głupio. Ale po chwili uświado-
    miłam sobie, co to takiego. Na jednym z wozów leżała czarna trumna. To był kondukt żałobny!
    Helenę cofnęła się o krok i położyła rękę na piersi.
    - Co ty mówisz?! Elizabeth spuściła wzrok.
    - To zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Po prostu rozpłynęło się w powietrzu. Wtedy zrozumiałam,
    że to był znak. Ktoś miał umrzeć. - Zniżyła głos. - Ale nie wiedziałam, że zginie ich ponad stu.
    - Powiedziałaś o tym Jensowi?
    - Nie. - Elizabeth pokręciła głową. - Miał niedługo wyruszyć w morze i nie chciałam go niepokoić
    przed podróżą. W żadnym razie nie mogłam tego zrobić. Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię.
    Ale nie powtarzaj tego nikomu. Po co? Tobie też bym o tym nie wspomniała,
    5
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl