• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    DLA ALANA I FELICE HARVEY

    Lecz niegodziwość zapomnienia rozsypała ziarna pamięci na oślep, próbując uporać się ze wspomnieniami o ludziach pozba­wionych talentów, aby zasłużyć na życie wieczne... W świecie pozbawionym nieskończonych rejestrów każdy człowiek jest po­dobny do innych. Jednym świadectwem istnienia Methuselaha była jego Kronika.

    Sir Thomas Browne, Hydriotaphia

    Eric Ambler

    Maska

    Dimitriosa

    przełożył Patryk Gawron

    Tytuł oryginału: The Mask of Dimitrios

    Tłumaczenie: Patryk Gawron

    Projekt okładki: Sławomir Głuszak

    Copyright © Michael Innes Literary Management Ltd.

    Copyright © for the Polish edition Mozaika sp. z o.o., 2009

    Wszelkie prawa zastrzeżone

    ISBN: 978-83-7294-001-8

    Wydawca: na zlecenia Mozaika sp. z o.o.

    Wydawnictwo RTW 01-652 Warszawa ul. Potocka 14

    Korekta: Marta Jączak Skład i łamanie: Thot

    Druk: OPOLGRAF SA

    Spis treści

    1              Źródło obsesji                 7

    2              Akta Dimitriosa               21

    3              Rok 1922               37

    4              Pan Peters              56

    5              Rok 1923               73

    6              Carte Postale              94

    7              Pół miliona franków               116

    8              Grodek              132

    9              Belgrad 1926              148

    10              Ośmioro aniołów              172

    11              Paryż 1928-1931              188

    12              Monsieur CK              214

    13              Spotkanie               234

    14              Maska Dimitriosa              253             

     

     

    1. Źródło obsesji

    Francuski myśliciel Chamfort powiedział kiedyś, iż każdy przy­padek to dzieło opatrzności.

    Jego słowa są tylko jednym z setek aforyzmów, które przeczą niepopularnej tezie, iż zdarzenia losowe są nierozerwalną i często najważniejszą częścią naszego życia. Co więcej, w prostej myśli Chamforta odnajdziemy ziarno prawdy. Na ścieżce życia każdy z nas doświadczył przypadków, które przy odrobinie dobrej woli mogłyby być uznane za dzieło opatrzności.

    Historia Dimitriosa Makropoulosa to przykład działania przypadku.

    Sam fakt, iż człowiek pokroju Latimera dowiedział się o istnie­niu mężczyzny pokroju Dimitriosa wydaje się zaskakujący. Latimer widział zwłoki Dimitriosa, a później przez wiele tygodni zgłębiał mroczne tajniki jego historii i ostatecznie zrozumiał, iż to, że żyje, zawdzięcza wyłącznie osobliwym upodobaniom przestępcy. Splot zdarzeń, które ukształtowały los Latimera był tak niecodzienny, iż przez wielu mógłby zostać uznany za wymysł szaleńca i to o wyjąt­kowej wyobraźni.

    Jednak, gdy przyjrzeć się wszystkim faktom i przeanalizować historię Latimera wspólnie z całością materiału dowodowego, któ­ry zebrano w toku śledztwa zauważymy, iż poszczególne części skomplikowanej układanki pasują do siebie jak ulał. Logika i chro­nologia wydarzeń opowieści sprawiają, iż w przypadku Dimitriosa i Latimera nie sposób posłużyć się słowami „zdarzenie losowe” czy zbieg okoliczności”. Dla wszystkich sceptyków, którzy czytają ni­niejszą historię istnieje tylko jedno logiczne wyjaśnienie zagadki losów jej głównych bohaterów: jeżeli światem rządzi nieuchwytna opatrzność, jej działania nacechowane są licznymi błędami i ogólną nieudolnością. Jeżeli życiem

    Latimera kierowała opatrzność, to jej zdolność do obierania właściwej ścieżki dla każdego człowieka stoi pod wielkim znakiem zapytania.

    Przez pierwsze piętnaście lat swego dorosłego życia Charles Latimer wykładał ekonomię polityczną na niewielkim, angielskim uniwersytecie. Przed ukończeniem trzydziestego piątego roku życia opublikował również trzy książki. Pierwsza z nich opisywa­ła wpływ myśli naukowej Proudhona na polityczne dzieje Włoch w XIX wieku. Kolejna nosiła tytuł „Program Gotha w 1875 roku”. W swej trzeciej książce Latimer skupił się na politycznych impli­kacjach myśl Rosenberga zawartych w dziele zatytułowanym „Der Mythus des zwanzigsten Jahrhundrets”.

    Charles Latimer napisał pierwszy kryminał wkrótce po ukoń­czeniu korekty swej czwartej rozprawy naukowej. Latimer przystą­pił do pracy nad kryminałem w nadziei, iż odejście od naukowej dysputy pozwoli mu zapomnieć o wyrzutach sumienia, które tra­piły go od czasów przejściowej fascynacji doktryną narodowego socjalizmu i jej czołowym przedstawicielem - Dr Rosenbergiem.

    „Zakrwawiony szpadel” był nadspodziewanym sukcesem. Kolej­ne kryminały autorstwa Latimera: „Ja, rzekła mucha” i „W objęciach mordercy” nie ustępowały popularnością pierwszej, beletrystycz­nej publikacji. Latimer był jednym z wielu profesorów uniwersytec­kich, którzy w swym wolnym czasie pisali rozrywkowe powieści, jednak w odróżnieniu od kolegów po fachu, jago działalność na rynku literatury pięknej przynosiła mu niemałe dochody. Zachę­cony pierwszymi sukcesami Latimer postanowił poświęcić cały swój czas pisaniu kryminałów. Decyzja o rezygnacji z działalno­ści naukowej była dodatkowo związana z innymi wydarzeniami. Po pierwsze, Latimer popadł w konflikt z władzami macierzystej uczelni. Kością niezgody była różnica zdań odnoście zasad i prio­rytetów. Drugą przyczyną zmiany profesji była niespodziewana choroba autora. Trzecią przyczyną było to, iż Latimer wciąż był ka­walerem. Wkrótce po opublikowaniu powieści zatytułowanej

    „Bez wyjścia” i kolejnych nawrotach uciążliwej choroby, której leczenie dotkliwie nadszarpnęło budżet autora, Latimer bez dłuższego wa­hania zrezygnował z posady na uniwersytecie i udał się za granice kraju, by w pełnym słońcu ukończyć pracę nad piątym kryminałem w swojej karierze.

    Latimer wyjechał do Turcji w tydzień po ukończeniu szóstej po­wieści. Przed wyjazdem do Turcji spędził przeszło rok w słonecznej Grecji i z niecierpliwością oczekiwał zmiany otoczenia. Stan zdro­wia jego uległ znacznej poprawie, jednak widmo dżdżystej i chłod­nej angielskiej jesieni powstrzymało go przed powrotem w rodzin­ne strony. Za namową znajomego Turka Latimer udał się statkiem parowym z Pireusu do Stambułu.

    Latimer po raz pierwszy usłyszał o Dimitriosie w Istambule, z ust pułkownika Haki.

    List polecający był przydatnym, lecz niezwykle delikatnym do­kumentem. Autorzy i okaziciele listów polecających związani byli zazwyczaj jedynie pobieżną znajomością. Adresaci takiej korespon­dencji pozostawali z równie luźnych relacjach z autorami listów. Posługiwanie się listami było powszechne i popularne, jednak nie­zwykle rzadko przysparzało przyjaciół którejkolwiek z trzech stron zaangażowanych w wymianę korespondencji.

    Przebywszy do Stambułu, Latimer dysponował licznymi listami polecającymi. Pośród nich znajdowała się korespondencja kierowa­na do Madame Chavez, która mieszkała w willi nad Bosforem. Trzy dni po przyjeździe do Turcji Latimer napisał do Madame Chavez i wkrótce otrzymał zaproszenie na czterodniowy piknik organizo­wany w posiadłości Madame. Po krótkiej chwili wahania Latimer przyjął zaproszenie.

    Przelotny pobyt Madame Chavez w Buenos Aires uczynił z niej zamożną kobietę. Madame Chavez urodziła się w Turcji. Jako doj­rzała kobieta wyszła za bogatego, argentyńskiego przedsiębiorcę. Wkrótce rozwiodła się z mężem, a za ułamek uzyskanego zadość­uczynienia nabyła niewielki pałac, który w przeszłości był jedną z posiadłości tureckiej

    rodziny królewskiej. Posiadłość zlokalizowa­na była w oddaleniu od innych zabudowań, nad niezwykle piękną zatoką. Pomimo ciągłych niedoborów słodkiej wody, licząca dzie­więć łazienek posiadłość Madame Chavez była niepodważalnym świadectwem pozycji społecznej i nieprzeciętnego bogactwa kobie­ty. Latimer uznałby swój pobyt w ogromnej posiadłości za całkowity sukces, gdyby nie osobliwy zwyczaj gospodyni i pozostałych gości, który polegał na bezpardonowym policzkowaniu służby, ilekroć ta wykonywała polecenia niezgodnie z oczekiwaniami przełożonych (co, nawiasem mówiąc, miało miejsce nad wyraz często).

    Wśród gości zaproszonych na piknik znalazła się para hałaśli­wych mieszkańców Marsylii, trzech Włochów, dwóch oficerów tureckiej marynarki wojennej w towarzystwie „wybranek serca" i kilku przedsiębiorców ze Stambułu w towarzystwie nobliwych małżonek. Goście spędzali znaczną część dni na opróżnianiu ko­lejnych butelek holenderskiego ginu, które pochodziły z nieogra­niczonych zapasów ukrytych w piwnicach posiadłości Madame Chavez. Okazjonalne przerwy w konsumpcji upływały na tańcach w rytm muzyki płynącej z gramofonu obsługiwanego przez nie­strudzonych tureckich służących. Już na samym początku Latimer zdołał umknąć rozbawionej grupce hulaków pod pozorem złego samopoczucia. W kolejnych dniach uczestnicy zabawy wydawali się ignorować tajemniczego Brytyjczyka.

    Podczas ostatniego dnia pikniku u Madame Chavez, Latimer usiadł na skraju porośniętego winoroślą tarasu, z dala od hałaśliwej muzyki płynącej z gramofonu. Nagle spostrzegł, że w stronę posia­dłości zmierza samochód. Samochód z impetem wtargnął na dzie­dziniec willi. Tylne drzwi pojazdu otworzyły się, a z jego wnętrza energicznie wyskoczył pasażer.

    Na dziedzińcu stanął wysoki mężczyzna o pociągłej twarzy. Z od­dali opalona skóra nieznajomego była doskonałym uzupełnieniem srebrzystych, przyciętych na pruską modłę włosów. Ostre kości policzkowe i haczykowaty nos sprawiały, iż mężczyzna roztaczał wokół siebie aurę

    niepokoju. Latimer ocenił wiek nieznajomego na około pięćdziesiąt lat i mimowolnie skupił wzrok na jego talii w nadziei, iż pod nieskazitelnym mundurem dostrzeże chociażby nieznaczny ślad staranie skrytego gorsetu.

    Latimer obserwował jak oficer sprawnym ruchem ręki dobył z rękawa jedwabną chusteczkę i równie szybko starł z wojskowych, lśniących butów najmniejsze drobinki osiadłego na nich kurzu. Na­stępnie, tajemniczy przybysz naciągnął na czoło wojskową czapkę i wykonawszy kilka sprawnych ruchów zniknął z dziedzińca. Lati­mer usłyszał dźwięk dzwonka w głębi wili.

    Anglik dowiedział się, że nowy gość Madame Chavez to puł­kownik Haki. Haki dołączył do rozbawionych gości i błyskawicznie przejął rolę duszy towarzystwa. Kwadrans po przyjeździe oficera Madame Chavez z wyraźnie nieszczerym zakłopotaniem wprowa­dziła pułkownika na rozległy taras, do upojonych alkoholem gości. Madame Chavez robiła co mogła, by wszyscy zebrani dostrzegli, iż jest ze wszech miar zaskoczona wizytą dostojnego towarzysza. Pułkownik z gracją godną wytrawnego bywalca salonów słał w kie­runku zebranych uśmiechy, kłaniał się, całował dłonie młodych partnerek kolegów po fachu i odwzajemniał pożądliwe spojrzenia leciwych żon bogatych, tureckich przedsiębiorców. Latimer był ze wszech miar pochłonięty obserwacją osobliwego zdarzenia. Nagle usłyszał Madame Chavez, która zgodnie z wymogami protokołu wypowiedziała jego imię przedstawiając go pułkownikowi.

    ·       Szalenie miło pana poznać, stary przyjacielu. - odrzekł pułkownik.

    ·       Monsieur le Colonel parle bien anglais. - wtrąciła Madame Chavez.

    ·       Quelques mots. - odparł pułkownik Haki.

    ·       Cała przyjemność po mojej stronie! - zapewnił Latimer wpa­trując się w szare oczy rozmówcy.

    Życzę wszystkiego najlepszego! - odpowiedział Haki niezwy­kle dostojnym tonem i podążył w kierunku tęgiej kobiety w kostiumie kąpielowym, która z wyciągniętą do pocałunku dłonią oczeki­wała swoich pięciu minut w towarzystwie pułkownika.

     

    Kolejna szansa na wymianę zdań z rozchwytywanym gościem nadeszła dopiero późnym wieczorem. Przybycie pułkownika na piknik Madame Chavez wyraźnie ożywiło atmosferę w nadmor­skiej posiadłości. Haki był duszą towarzystwa, zabawiał zebranych licznymi anegdotami, śmiał się w głos, z odpowiednią dozą dystan...

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl