-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->AMY EWINGKLEJNOTROZDZIAŁ1Oto nadszedł ostatni dzień istnienia Violet Lasting. Jestwczesny ranek i na ulicach Bagna panuje cisza przerywana odczasu do czasu stukotem oślich kopyt i pobrzękiwaniembutelek mleka, gdy nieopodal mojego okna przejeżdża akuratwózek mleczarza. Odrzucam okrycie i sięgam po szlafrok.Ciemnoniebieską, przetartą już na łokciach szatę dostałam wprezencie od mamy. Kiedyś była na mnie za duża, w rękawachmogłam skryć całe dłonie, a rąbek ciągnął się za mną po ziemi.Dorosłam i teraz szlafrok pasuje na mnie tak, jak kiedyśpasował na mamę. Uwielbiam go. To jedna z niewielu rzeczy,które mogłam zabrać ze sobą do Południowej Bramy. Miałamszczęście, że mi na to pozwolono. Inne Magazyny nie traktująprywatnej własności tak pobłaż-liwie. Te z nas, które trafiły do Bramy Północnej, musiałyoddać wszystko.Zakładam na siebie szlafrok i podchodzę do okna. Przyciskamtwarz do żelaznych krat. Wykuto je w ozdobne kształty pędówwinorośli i róż, zupełnie jakby forma mogła ukryć, czymnaprawdę są.Brudne ulice Bagna połyskują lekko w świetle wschodzącegosłońca i prawie mogę sobie wyobrazić, że jestem w innym,lepszym, czystszym miejscu. To właśnie tym ulicom Bagnozawdzięcza swoją nazwę. Kamień, beton i asfalt trafiły dobogatszych dzielnic, tu pozostało tylko cuchnące morzem isiarką błoto.Moje serce bije bardzo szybko, mam wrażenie, jakbym wpiersi miała skrzydła. Dziś zobaczę moją rodzinę. Po razpierwszy od czterech lat. Zobaczę mamę, Ochrę a i małąHarriet, która pewnie nie jest już wcale taka mała. Zastana-wiam się, czy i oni pragną tego tak bardzo jak ja, czy możestałam się dla nich kimś obcym. Czy wciąż jestem tą samąosobą? Nie mam pewności, czy pamiętam, kim wtedy byłam.Nie wiem, czy w ogóle mnie rozpoznają.Gdy słońce wspina się coraz wyżej ponad otaczającym Sa-motne Miasto murem, mój niepokój narasta. Wielki Murchroni nas przed niszczycielskim żywiołem, przed dzikim,okrutnym oceanem. To Mur zapewnia nam bezpieczeństwo.Uwielbiam poranki nawet bardziej niż zachody słońca. W bu-dzącym się w feerii świateł życiu jest coś pokrzepiającego,nadzieja. Cieszę się, że mogę patrzeć na wstęgi różu i lawendy,na złoto, purpurę i czerwień. Ciekawe, czy kiedy zacznę noweżycie w Klejnocie, wciąż będę mogła oglądać wschody słońca.Czasem żałuję, że urodziłam się surogatką.Kiedy przychodzi po mnie Patience, leżę zwinięta w kłębekna łóżku i staram się zapamiętać mój pokój. Nie ma w nimwiele, jedynie niewielkie łóżko, komoda i drewniany, wybla-kły ze starości kredens. W kącie, na stojaku, spoczywa wio-lonczela. Na komodzie stoją, wymieniane codziennie, kwiaty,a obok nich leżą szczotka, grzebień, pęk kolorowych wstążekoraz łańcuszek z zawieszoną na nim obrączką taty. Dała mi gomama tuż po tym, jak mnie zdiagnozowano, zanim przyszli pomnie nieznający litości Gwardziści.Dręczy mnie pytanie, czy przez cały ten czas tęskniła za mnątak bardzo, jak ja tęskniłam za nią. Ze zdenerwowania zaczynamnie mdlić.Od dnia, w którym tu przybyłam, pokój prawie wcale się niezmienił. Nie ma żadnych obrazków. Nie ma lustra. WMagazynach lustra są zakazane. Jedynym nowym elementemjest wiolonczela, która nawet nie należy do mnie. PołudniowaBrama tylko mi ją wypożyczyła. Przez chwilę zastanawiam się,do kogo teraz trafi... Zabawne, mój pokój jest skromny ipozbawiony duszy, a jednak będzie mi go brakowało.- Jak się czujesz, kochanie? - pyta Patience. Zawsze zwracasię do nas w podobny sposób. Nazywa nas „słoneczkami",„cukiereczkami", „maleństwami", zupełnie jakby bała sięużywać naszych prawdziwych imion. Może nie chce sięprzywiązywać. Od wielu lat jest główną opiekunką w Połu-dniowej Bramie i pewnie widziała setki rezydentek tego po-koju.- W porządku - kłamię, bo nie ma sensu mówić jej, jaknaprawdę się czuję, o tym, że tracę poczucie realności, żenerwy mam napięte do granic możliwości, a w moim żołądkuzalega ciężar.Patience lustruje mnie wzrokiem od stóp do głów i wydymalekko wargi. Jest dość pulchna, we włosach ma siwe pasma, awyraz jej twarzy jest tak łatwy do odczytania, że wiem, o cozapyta, nim to robi.- Jesteś pewna, że chcesz wystąpić w t y m ?Potakuję, mnąc w palcach delikatny materiał szlafroka, apotem zsuwam się z łóżka. Bycie surogatką ma pewne zalety.Możemy ubierać się w to, co chcemy, jeść to, co chcemy i wweekendy spać do późna. Otrzymujemy również edukację.Bardzo dobrą edukację. Jemy świeże jedzenie, pijemy czystąwodę, mamy prąd i nie musimy pracować. Nie grozi nambieda, a opiekunki zapewniają, że gdy zamieszkamy wKlejnocie, otrzymamy nawet więcej.Dostaniemy wszystko, tylko nie wolność. O wolności nikt tunie mówi.Patience szybkim krokiem wychodzi z pokoju. Podążam zanią. Korytarze Magazynu Południowej Bramy wyłożone sątekowym i różanym drewnem. Na ścianach wiszą obrazy,wielobarwne, nieprzedstawiające niczego abstrakcje. Wszyst-kie drzwi są identyczne, domyślam się jednak, dokąd zmie-rzamy. Patience budzi nas tylko wtedy, gdy czeka nas spotka-nie z lekarzem, gdy wydarza się coś niezwykłego, no i w DniuObrachunku. Na tym piętrze jest prócz mnie tylko jednadziewczyna, która trafi na jutrzejszą Aukcję. Moja najlepszaprzyjaciółka. Raven.Drzwi do jej pokoju stoją otworem. Raven czeka na nasubrana w beżowe spodnie z wysokim stanem i białą bluzkę zdekoltem w szpic. Nie umiem powiedzieć, czy jest ładniejszaode mnie, bo od czterech lat nie widziałam swego odbicia wlustrze, mogę jednak z całym przekonaniem stwierdzić, że jestjedną z najpiękniejszych surogatek w Południowej Bra- [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wzory-tatuazy.htw.pl