• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Cousins Amy Jo
    Kim jesteś naprawdę?
    Grace Haley, dziedziczka sieci restauracji, na skutek
    rodzinnych nieporozumień ucieka z domu i
    postanawia się gdzieś ukryć. Przypadkiem trafia do
    nowo otwartej restauracji, którą prowadzi
    Christopher Tucker, i zatrudnia się tam jako
    kelnerka. Jednak wkrótce nowy szef zaczyna
    podejrzewać, że Grace nie jest osobą, za którą się
    podaje...
    ROZDZIAŁ PIERWSZY
    - Uwierz mi, stary. Naprawdę mnie potrzebujesz. Oboje wiemy, że
    tak jest. Uznajmy to za dar losu.
    Grace zacisnęła kciuk ręki schowanej za plecami, gdy drugą
    wyciągnęła do stojącego za dębowym barem mężczyzny, pragnąc,
    by nie zauważył jej drżenia. Ten przyglądał się jej sceptycznie.
    Uznała, że musi to być Tucker, właściciel lokalu, który, jak
    przeczytała na wywieszonych na zewnątrz reklamach,
    dzisiejszego wieczora miał zostać otwarty. Wydało się jej, iż chyba
    jeszcze nigdy kobieta tak rozpaczliwie potrzebująca pracy jak ona,
    nie stanęła przed mniej zachęcającym obliczem potencjalnego
    szefa. Potrząsnęła świeżo ufarbowanymi blond włosami, zasta-
    nawiając się, czy nie lepiej od razu wyjść niż robić z siebie ostatnią
    idiotkę.
    Jednak zaraz przypomniała sobie prawdziwe powody, które ją tu
    przywiodły. Potrzebowała drobnych na autobus, a w jej
    portmonetce został ostatni banknot dwudziestodolarowy. Ta
    praca wydawała się niezła dla dziewczyny po dwudziestce.
    Wyciągała więc rękę, starając się wytrzymać badawczy wzrok
    mężczyzny. Po dwóch tygodniach ukrywania się nie miała
    wyjścia. Powstrzymała cisnące się do oczu łzy i uśmiechnęła się.
    166
    AMY JO COUSINS
    W myślach powróciły słowa babci: nie zapominaj, że pochodzisz z
    Haleyów, masz w genach wytrwałość przodków. Tylko że jakoś
    trudno było jej o tym pamiętać, gdy próbowała patrzeć w twarz
    takiemu przystojniakowi. Jedyne, co dodawało jej odwagi, to fakt,
    że kiedy weszła do jego restauracji, zastała w niej straszny
    harmider i, choć nie znała dobrze hiszpańskiego, domyśliła się, że
    meksykańska rodzina, ściągająca w pośpiechu białe fartuchy,
    przeprasza właśnie pana Tuckera za kłopot i żegna go, by
    natychmiast udać się do Acapulco, gdzie jakiś kuzyn wygrał
    majątek na loterii. A to duży kłopot dla kogoś, kto wieczorem
    otwiera lokal.
    Sądziła, że powinien z wdzięcznością przyjąć jej usługi. Ręka
    wyciągnięta nad barem zaczynała drżeć z napięcia, lecz Grace za
    nic w świecie nie chciała, by facet, który miał wypisane na twarzy
    ,jestem zabójczo seksowny", coś zauważył.
    Nie ma jeszcze dziesiątej rano, pomyślał Tucker, uznając, że dzień
    zaczął się fatalnie. Cieszył się z nieoczekiwanego powodzenia
    rodziny Garcia, ale ich wyjazd poważnie komplikował mu życie
    w dniu otwarcia lokalu.
    Starał się ratować sytuację, wykonał wiele telefonów, by załatwić
    ludzi do pracy, jednak wszystko wymagało czasu, tego zaś było
    coraz mniej. Poza tym miał już dosyć zdeterminowanego
    spojrzenia dziewczyny stojącej po drugiej stronie baru.
    Widać było, że bardzo jej zależy na pracy. Miała
    KIM JESTEŚ NAPRAWDĘ?
    167
    podkrążone błękitne oczy, wydawała się krucha i bezbronna.
    Wspaniałe jasne włosy spływały jej na ramiona i miękko okalały
    policzki. Uznał, iż zachowuje się nerwowo i z pewnością
    potrzebuje pomocy, ale dzisiaj, choć może nie było to nadto
    moralne, nie miał czasu, by zajmować się cudzymi problemami.
    Prawie dziesięć lat pracował na ten dzień i jeśli chciał, by
    wszystko poszło gładko, nie mógł poświęcać się niańczeniu pa-
    nienek.
    - Wybacz, kochana - zaczął łagodnie, obawiając się, że dziewczyna
    się rozpłacze. - Musisz mieć skończone dwadzieścia jeden lat, by
    w Chicago podawać drinki.
    Ku jego zdumieniu tak głośno i szczerze się roześmiała, że zaczął
    kombinować, co zrobić, by jeszcze raz ją tak rozbawić.
    - Dziękuję, kochany - odparła z promiennym uśmiechem, co
    spowodowało, że odpowiedział tym samym. - Ale jeśli chcesz
    poprawić mi nastrój, wolę dostać pracę niż komplement.
    - Komplement? - zdziwił się.
    - Tucker? Jesteś właścicielem, prawda? - A gdy przytaknął,
    ciągnęła dalej. - Niedługo dobiegnę trzydziestki. Więc daj spokój.
    Tucker nie wiedział, jak to się stało, że po tych słowach zamiast
    nastolatki, która, jak sądził, uciekła z domu, ujrzał w niej
    atrakcyjną, energiczną kobietę, świetną kandydatkę na kelnerkę.
    Kiedy weszła do restauracji, w chwili gdy rodzina Garcia właśnie
    ją opuszczała, wyglądała na osobę wyluzowaną. Wyczuwał
    168
    AMY JO COUSINS
    w tym coś sztucznego. Lecz teraz jej humor i ufność, jaką
    wzbudzała, musiały być szczere. W jej oczach stało wypisane: nie
    wyobrażasz sobie, ile stracisz, jeśli pozwolisz mi odejść.
    - Staram się uprzejmie powiedzieć, że tracisz czas, bowiem nie
    mam dla ciebie pracy.
    - Dobrze ci idzie, stary. - Nieznajoma cofnęła rękę i wbiła wzrok w
    jego twarz. - Ale daj znać, kiedy zechcesz przypieczętować naszą
    umowę uściskiem dłoni - rzekła i usiadła na barowym stołku w
    taki sposób, że Tucker wyobraził ją sobie nagą.
    Spokojnie, upomniał się w myślach, ona szuka pracy, nie
    towarzystwa do łóżka. Spojrzał na dłonie dziewczyny, którymi
    podparła podbródek. Wolno zwilżyła wargi koniuszkiem języka,
    aż pomyślał o ich smaku. Jej oczy błysnęły ostrzegawczo.
    - Chcę dwa dolary za godzinę więcej niż wynosi średnia - rzuciła.
    - Co? - Słowa nieznajomej wystarczyły, by przestał myśleć o jej
    ustach. - Obsługa kelnerska dostaje dwa dolary poniżej średniej i
    napiwki. Jesteś szalona, skoro myślisz, że dostaniesz więcej.
    - Wydaje się, że masz tu mały problem. Na razie brak ci ludzi do
    pracy, a ja jestem jedyną kandydatką.
    Zmierzyli się wzrokiem. Jakoś odeszła mu chęć wyrzucenia jej za
    drzwi, mimo że zaczęła stawiać warunki, nim zaproponował jej
    zatrudnienie. Rzeczywiście była dobra.
    - Pomyśl, to naprawdę okazja. Będę pełnić role gospodyni,
    kelnerki, pomywaczki, jeśli trzeba. Wykonam pracę kilku osób za
    jedną pensję.
    - To i tak drożej, niż gdybym zatrudnił jednego silnego
    pracownika.
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl