• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    //-->Dla mojej siostry Laury.Rozdział pierwszyZawsze wrzeszczeli.Kobieta zawyła, gdy pośliznęła się w błocie, gwałtownie odwracając głowę, żebyzobaczyć, czy ją dopędzam.Dopędzałam.Odzyskała równowagę i przyśpieszyła na twardej nawierzchni. Moje stopy muskały ziemięi pomimo krótkich nóg bez wysiłku zmniejszałam dzielącą nas odległość.Szarpnęłam ją za ramię. Gdy próbowała wstać, dźwięk, który wyrwał się z jej ust, byłbardziej zwierzęcy niż ludzki.Nienawidzę wrzasku. Odczepiłam od pasa dwa komplety kajdanek, po czym skułam jejręce i nogi.– Nie, nie, nie, nie – powtarzała zdławionym głosem, gdy przypięłam smycz do kajdanekna rękach. – Ja tego nie zrobiłam.Okręciłam smycz wokół nadgarstka i nie zważając na protesty, poderwałam uciekinierkęna nogi i powlekałam ulicą obok rozpadających się drewnianych chałup.– To nie ja! Nikogo nie zabiłam! – Szamotała się dziko, niemal konwulsyjnie. Odwróciłamsię, piorunując ją wzrokiem.– Zostało w tobie trochę z człowieka, prawda? – zapytała, wykręcając szyję, żebyspojrzeć na numer nad kodem kreskowym na moim nadgarstku.Zamarła. Jej wzrok przeskoczyły z wydrukowanego na skórze numeru 178 na moją twarz iznowu wrzasnęła.Nie. Nie została we mnie ani odrobina człowieka.Wrzeszczała dalej, gdy doprowadziłam ją do promu i wrzuciłam do środka, gdzie jużleżeli inni członkowie jej bandy. Metalowe kraty opadły z brzękiem, ale nie próbowała donich doskoczyć. Schowała się z tyłu za dwoma zakrwawionymi mężczyznami.Jak najdalej ode mnie.Odwróciłam się, powiodłam wzrokiem po slumsach. Przede mną biegła pusta droga,wzdłuż której stały byle jak sklecone drewniane domy. Jeden z nich pochylał się tak mocno, żepomyślałam, że mógłby go przewrócić leciutki podmuch wiatru.– Wren Sto Siedemdziesiąt Osiem – powiedziałam, poprawiając kamerę na hełmie, żebyzwracała się na wprost. – Zadanie wykonane.– Pomóż Tomowi Czterdzieści Pięć – dobiegł głos z komunikatora. – Prowadzi pościg naDallas Street. Zbliża się do skrzyżowania z Main.Ruszyłam pylistą drogą i skręciłam w uliczkę. W wilgotnym powietrzu wisiał smródgnijących śmieci, tak gęsty, że miałam ochotę zgarnąć go ręką z twarzy. Odetchnęłam głęboko izatrzymałam powietrze w płucach, próbując zablokować zapach slumsów.Ściągający cel Czterdziestkapiątka przemknął przed wylotem uliczki po brukowanejdrodze. Podarte czarne spodnie łopotały wokół jego chudych nóg i zostawiał za sobą szlak,który uznałam za krew.Wyskoczyłam na ulicę i popędziłam za nim. Odgłos moich kroków sprawił, że uciekiniersię obejrzał. Ten nie wrzeszczał.Jeszcze nie.Potknął się na nierównej drodze i przewrócił, nóż wypadł mu z ręki. Byłam dość blisko, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl