• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Anja SnellmanDziewczynki zeSwiata MaskotekTytul oryginaluLEMMIKKIKAUPAN TYTOTRedaktor prowadzacyElzbieta KobusinskaRedakcja merytorycznaJerzy LewinskiRedakcja technicznaAgnieszka GasiorKorektaMarianna FilipkowskaIrena KulczyckaAlmie, ElsieJukceCZESC PIERWSZAPragne pójsc, dokad ty pójdziesz,i pozostac tam, gdzie ty pozostaniesz.Chce, zeby twój lud byl moim ludem,a twój Bóg – moim Bogiem.Gdzie ty umrzesz, tam ja pragne i umrzec,i byc pochowana.KSIEGA RUT1CZESC DRUGApozostaje tylkowyrazistosc, zapadniecie, glebiaGÖRAN SONNEVICZESC TRZECIATo nie brak informacji.To brak odwagi,by pojac to, co wiemy, i wyciagnac wnioski.SVEN LINDQVISTDziewczyna o moim wygladzie1Zaginelam dwanascie lat temu w pierwszym tygodniu grudnia w miescie O. Po raz ostatnimnie i moja przyjaciólke, która zaginela w tym samym czasie co ja, widziano na pewno - takuznala policja i taka informacje przekazano mediom - na klatce schodowej jej domu w piatekpierwszego grudnia okolo osiemnastej trzydziesci.Powiedziano, ze najprawdopodobniej ubrana jestem w niebieskie, wyblakle na udachdzinsy, biala, siegajaca do bioder koszulke z krótkim rekawem i rózowa bluze z kapturem zwizerunkiem czarnej, rozesmianej malpiej twarzy na plecach. Na bluzie mam szeroki, nabijanycwiekami brazowy pas z duza sprzaczka. Na szyi dlugi, rózowy szal, a pod nimnajprawdopodobniej kilka srebrnych lancuszków, w uszach kolczyki z perelkami i srebrne kólka.Moge miec przy sobie turkusowy satynowy plecak i niewielka, bialo-niebieska sportowa torbe zbialym logiem Nike. Mierzylam wówczas sto szescdziesiat dziewiec centymetrów. W opiniimatki bylam drobnej budowy ciala, mialam jasne proste wlosy siegajace nieco ponizej szyi iniebieskoszare oczy. Czysty typ skandynawski - w doslownym tego slowa znaczeniu.Wypelniajaca rubryki policjantka zgodnie ze zwyczajem wklepywala do komputera wszystko jakleci. A wiec pózniej takze to, ze moje wlosy sprawialy wrazenie brudnych, na lewym policzkumialam zaogniony pryszcz, a w kazdym razie dosc duze, podobne do niego zaczerwienienie.Nigdy nie watpilam we wscibstwo sasiadów Lindy.Zgloszenie z trzeciego grudnia, czyli z niedzieli wieczorem, policja uznala za malowiarygodne. Oczywiscie, zostalo spisane, lecz - niestety - zdaniem policji nie dawalo podstaw dodalszych dzialan. Przy zaginieciach jest zawsze mnóstwo doniesien i dwie trzecie z nichpochodzi od swiadków „etatowych”, którzy dzwonia zawsze, bez wzgledu na to, czy zaginiedziewczyna, samochód, czy papuga.Niedzielne doniesienie zlozyl wlasciciel kiosku, który byl juz znany policji, gdyzpodejrzewano go kiedys o upozorowanie wlamania do wlasnej budki. Policja nie potrafila municzego udowodnic, ale atmosfera podejrzen zostala. Uwazano go zreszta za pedala, mieszkancyokolicznych bloków czesto skarzyli sie na niego i zabraniali dzieciom kupowac tam cukierki ibilety. Kiosk przypominal maly wagon i byl otwarty od rana do nocy, kiedy to facet sprzedawal zdrugiej strony wagonika cieple przekaski, frytki, bulki z parówka i zapiekanki z miesem.Zdaniem okolicznych mieszkanców w poblizu kiosku po godzinach krecilo sie glosnetowarzystwo, glównie mlodzi mezczyzni.Dziewczyna o moim wygladzie miala wejsc do tego wlasnie kiosku póznym wieczoremtrzeciego grudnia tuz przed pólnoca w towarzystwie mezczyzny w srednim wieku. Okryta bylameskim ulsterem z wielbladziej welny i przyciskala do piersi jasne, puszyste zwierzatko,prawdopodobnie szynszyle. Ojej ubiorze wlasciciel kiosku nie potrafil powiedziec nic wiecejponad to, ze byla bez czapki i wlosy miala w nieladzie. Towarzyszacy jej mezczyzna ubrany bylw ciemny garnitur i kapelusz z szerokim rondem, rzucajacym gleboki cien na twarz. Mialbrazowy kraciasty szal, dosc dlugie, lekko krecone kasztanowe wlosy i czarna, z wygladu bardzodroga teczke. Sprzedawca zapamietal tez, ze dziewczyna o moim wygladzie sprawiala wrazeniezaplakanej i jakby zamroczonej, miala obtarta lewa skron i podkrazone oko.Zeznanie wlasciciela kiosku bardzo rozgniewalo moja matke, która kategorycznie jepodwazyla za brak jakichkolwiek cech prawdopodobienstwa. Dziwne, ze zignorowala nawetszynszyle, choc dwa dni wczesniej dowiedziala sie od matki Lindy, ze wszedzie sie z niaobnosilysmy. To absurd, nonsens, niemozliwe - smiala sie matka do sluchawki, gdy zadzwonili zpolicji, zeby ja powiadomic o tym zgloszeniu. To absurd, nonsens, niemozliwe - tymi slowamimatka miala jeszcze wielokrotnie kwitowac komentarze i pytania policji. W tamtym okresie niebyla soba, rozsadna i analityczna pania doktor. Duzo plakala i duzo sie smiala, najczesciejjednoczesnie.Po powolaniu do wyjasnienia tej sprawy tak zwanej Grupy Jasmin jej szef powiedzialmatce wprost, ze jezeli w ciagu pól roku nie zacznie sie nic dziac, bedzie musiala radykalnieskrócic liste zyczen. Po odnalezieniu Lindy przyszedl do niej i powiedzial bez ogródek, ze terazjego ekipa ma juz znacznie mniej owej niesmiertelnej nadziei. I zaraz przedstawi suche fakty:mamy do czynienia z zabójstwem w niewyjasnionych okolicznosciach dwóch dziewczat badzzabójstwem jednej i brutalnym uprowadzeniem drugiej, a do rozwiazania podobnej zagadkipotrzebny jest zawsze szczesliwy traf.Matka powiedziala, ze nie boi sie suchych faktów. Z czasem polubila tego dochodzeniowcaw czarnej dokerce na glowie, który mówil o moim przypadku zawsze przez „my” i do czytaniazakladal jaskrawoczerwone okulary swojej zony, a w mlodosci byl jednym z najlepszychhokeistów kraju. W policyjnych kregach mówiono o nim „Krazek” i matka równiez zaczela gotak nazywac. Dziwila ja bardzo jego broda, bo nigdy wczesniej nie widziala u zadnego policjantabrody, a do tego jeszcze hiszpanskiej. Krazek obiecal matce, ze ja zgoli, jak tylko Jasmin sieodnajdzie.Z uplywem lat policja otrzymywala sporadyczne doniesienia, ze ktos gdzies natknal sie nadziewczyne o moim wygladzie. Kolezanka z klasy widziala mnie w wesolym miasteczku zmalym dzieckiem. Dawny nauczyciel jezdziectwa wpadl nieomal na mnie w windzie domutowarowego. Po powrocie z urlopu w Malezji pewne malzenstwo zglosilo, ze mieszkalam w tymsamym hotelu co oni. Pare razy Krazek mial tez nieprzyjemne telefony; ktos podal sie zaporywacza i zazadal za mnie szesciocyfrowego okupu. O pierwszym takim telefonie Krazekpowiedzial matce, która juz wczesniej ostrzegal, ze predzej czy pózniej zaczna sie zglaszaczeswirowani kidnaperzy wszelkiej masci i beda próbowac cos dla siebie ugrac. To normalne.Mimo to matka przerazila sie nie na zarty i zazadala, by policja przystala na warunki porywacza.Powiedziala, ze sprzeda mieszkanie, ze jej rodzice spienieza papiery wartosciowe i tak dalej.Krazek dobrze wiedzial, przez jakie pieklo przechodza rodziny osób zaginionych, wiec potem niedreczyl juz jej informacjami o kolejnych telefonach. Mial nosa do naciagaczy i zreszta kilkupotem przyskrzynil.Grupe Jasmin od czasu do czasu wskrzeszano. Kiedys ktos dal cynk o miejscu zakopaniamojego ciala, ale wkrótce stwierdzono, ze obie te kwestie nie maja ze soba zadnego zwiazku.Niemniej te nowe doniesienia powodowaly, ze policja odgrzebywala moja sprawe - domniemaniezabójstwa - i ponownie szczególowo ja badala, bo takie sa procedury. Ciagi zdarzen, liniesledztwa. Czy wyniknelo cos nowego? Czy dokopano sie do jakiejs starej, podobnej sprawy? Czypozar hali mial jednak jakis zwiazek z naszym zaginieciem? Czy bylo cos, czego wczesniej niewzieto pod uwage? Rozmawiano z czlonkami motocyklowych gangów, które spotykaly sie wpoblizu hali, pytano raverów, kiedy ostatnio urzadzali swoje nocne party, i odszukano nocujacychw tym rewirze bezdomnych. Przesluchiwano kilku piromanów, którzy niegdys aktywnie dzialaliw tamtej okolicy. Swiezo upieczeni aspiranci zabierali sie dziarsko do przegladania starychsegregatorów i stron w internecie, wypisywali nowe linki, stawiali na marginesach protokolówwykrzykniki i znaki zapytania. Szynszyla na rekach? Taaa…Wlasciciel kiosku mial calkowita racje. To bylam ja. Chrzciciel sie spieszyl, wieczaryzykowal i powlókl mnie z samochodu ze soba, bo chcial kupic ten swój tyton do fajki omigdalowym zapachu, który mu sie akurat skonczyl, a moze wypadl z kieszeni, gdy grunt,najzupelniej doslownie, zaczal mu sie palic pod stopami. No i koniecznie ten batonik kokosowy.Bounty. Wokól Chrzciciela zawsze sie unosily te dwa zapachy. Tak jak wtedy.Doskonale pamietam spojrzenie lysego sprzedawcy, bo w jednym oku mial jakis tiknerwowy i myslalam, ze do mnie mruga. Trzeslam sie z zimna i chcialo mi sie rzygac. Niepamietam dobrze, co mialam pod plaszczem Chrzciciela, pewnie krótka bluzeczke i polyskliweszorty. Do któregos z wielu wypitych przeze mnie drinków wrzucono jakies tabletki, cialo byloapatyczne, ale zmysly wyostrzone. Linda juz wtedy nie zyla. Zginela w niedziele wczesnymwieczorem. Jej cialo znaleziono i zidentyfikowano kilka miesiecy pózniej. Dziwne, ze naszbystrooki wlasciciel kiosku nie wspomnial w zeznaniu slowem o cierpkim smrodzie spalenizny,którym przeszly nasze ubrania. Czulam go we wlosach i w futerku Panny Frank jeszcze przezwiele dni. Moze mial slaby wech, a moze dymiacy grill zabil smród spalenizny. W kazdym razie,gdyby o nim wspomnial, Krazek pochylilby sie pewnie nad tym drobnym szczególikiem, zaczalwlasciwie laczyc watki i kto wie - moze wpadlby na nasz trop.Tak wygladaja zachowane gdzies daleko w archiwum zagadek kryminalnych miasta ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl