• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Anne
    HOLT
    TO CO MOJE
    P R Z E Ł O Ż Y Ł A
    E l ż b i e t a H y g e n
    Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza
    Warszawa 2008
    Moim rodzicom poświęcam
    ***
    Sufit stał się niebieski. Mężczyzna w sklepie twierdził, że
    ciemna farba spowoduje, iż pokój będzie wydawał się
    mniejszy. Pomylił się. Zamiast tego sufit się podniósł, niemal
    znikając. Kiedy byłem mały, chciałem, żeby tak właśnie było.
    Sklepienie ciemnej nocy, gwiazdy i cienki sierp księżyca nad
    oknem. Wtedy babcia i mama wybrały dla mnie chłopięcy
    pokój w żółtych i białych kolorach.
    Uczucie szczęścia jest tym, co zaledwie pamiętam, jakby
    lekkie dotknięcie wśród obcych ludzi; znikające, zanim
    zdążysz się obrócić. Kiedy pokój był już gotów i pozostało
    dwa dni do jego przybycia, poczułem się zadowolony.
    Szczęście jest dziecięcą sprawą, a ja przecież niedługo
    skończę 34 lata. Ale oczywiście byłem wtedy szczęśliwy.
    Cieszyłem się.
    Pokój był gotów. Na sierpie księżyca siedział chłopiec.
    Jasnowłosy, z bambusową wędką, z przyczepioną żyłką i
    spławikiem. W dole, nasadzona na róg: Gwiazda. Kropla
    złotej farby spływała cienką strugą w stronę ramy okna, tak
    jakby niebo za chwilę miało się roztopić.
    Nareszcie przyjedzie mój syn.
    ***
    1
    Wracała ze szkoły do domu. Zbliżało się święto 17 Maja. Po
    raz pierwszy święto narodowe bez mamy, a tradycyjna
    sukienka, bunaden, za krótka. Mama przedłużała ją już dwa
    razy.
    W nocy Emilię obudził zły sen. Tata spał, słyszała przez ścianę
    jego lekkie chrapanie. Przyłożyła do siebie sukienkę. Czerwona
    taśma sięgała ledwie do kolan. Zbyt szybko urosła. Tata często
    mówił: Rośniesz jak na drożdżach, skarbie. Emilia pogłaskała
    wełniany materiał, uginając kolana i ściągając ramiona. Babcia
    często powtarzała: Greta wyglądała jak tyczka, nic więc
    dziwnego, że dziecko tak rośnie.
    Od kurczenia się zdrętwiało jej ciało. To wina mamy, że jest
    taka wysoka. Czerwona taśma na pewno nie sięgnie dalej niż
    do kolan.
    A może mogłaby poprosić o nową sukienkę.
    Tornister był za ciężki. Zaczęła zbierać kwiaty podbiału.
    Bukiet zrobił się tak duży, że tata będzie musiał wyjąć wazon.
    Gdy była mała, zrywała same główki i wkładała je potem do
    kieliszka do jajek. Tym razem łodygi były długie.
    Nie lubiła chodzić sama. Ale Martę i Silje zabrała matka
    Marty. Nie mówiły dlaczego, pomachały tylko do Emilii zza
    szyby samochodu.
    Kwiaty potrzebowały wody Niektóre z nich już smętnie
    zwisały nad jej palcami. Emilia próbowała nie ściskać tak
    mocno bukietu. Jeden z kwiatków upadł na ziemię. Pochyliła
    się, żeby go podnieść.
    - Nazywasz się Emilia?
    Mężczyzna uśmiechał się.
    Spojrzała do tyłu. Teraz, na tej ścieżce, biegnącej między
    dwiema pełnymi ruchu drogami i skracającej drogę do domu o
    ponad dziesięć minut, nikogo nie było widać. Odpowiedziała
    coś niewyraźnie i cofnęła się.
    -
    Emilia Selbu? To ty, prawda.
    Nigdy nie rozmawiaj z obcymi mężczyznami. Nigdy nie idź z
    kimś, kogo nie znasz. Bądź miła dla każdego.
    - Tak - szepnęła, próbując przejść obok.
    But, nowy adidas z różowym paskiem, zanurzył się w błocie i
    liściach. Emilia niemal straciła równowagę. Mężczyzna chwycił
    ją za rękę. Potem przyłożył jej coś do twarzy.
    Półtorej godziny później wpłynął na policję meldunek o
    zaginięciu dziewczynki.
    2
    - Nigdy nie udało mi się odłożyć tej sprawy na bok. Może
    wyrzuty sumienia? Z drugiej strony w czasie, kiedy matki
    małych dzieci powinny zajmować się domem, ja byłam
    młodym prawnikiem. Niewiele miałam do powiedzenia.
    W śmiechu czaiła się prośba o pozostawienie jej samej.
    Rozmowa trwała już prawie dwie godziny. Leżąca w łóżku
    kobieta ciężko oddychała; wyraźnie dokuczały jej mocne
    promienie słoneczne. Palce zaciskały się wokół pościeli.
    - Mam tylko siedemdziesiąt lat - wyszeptała.
    - Czuję się jednak wiekową staruszką. Proszę mi
    wybaczyć.
    Inger Johanne Vik wstała i zasłoniła okno. Nie odwróciła się.
    - Lepiej? - zapytała po chwili.
    Starsza kobieta zamknęła oczy.
    - Wszystko zapisałam. Trzy lata temu. Kiedy odeszłam na
    emeryturę i myślałam, że teraz będę miała...
    - powiedziała i podniosła szczupłą dłoń - ...dużo czasu.
    Podniosła szczupłą dłoń - ...dużo czasu.
    Inger Johanne Vik wpatrywała się w teczkę, leżącą koło góry
    książek na nocnym stoliku. Chora kiwnęła słabo głową.
    - Proszę to wziąć. Niewiele już teraz mogę zrobić. Nie
    wiem nawet, czy on jeszcze żyje. Miałby teraz... sześćdziesiąt
    pięć lat. Coś koło tego.
    Zamknęła oczy. Głowa osunęła się na bok. Usta uchyliły się
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl