-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANNE McCAFFREY
JODY LYNN NYE
STATEK, KTÓRY
ZWYCIĘŻYŁ
(Przełożył: MARIAN BARANOWSKI)
1
ROZDZIAŁ l
Ciężkie, okute drzwi w końcu wąskiego przejścia otworzyły się z charakterystycznym
skrzypieniem. Wyszedł zza nich sędziwy mężczyzna, który skierował wzrok na Keffa. Keff
doskonale wiedział, jaki widok ukazał się oczom starca: dojrzały człowiek, dość wysoki,
o bujnej, ciemnej czuprynie z ledwie widocznymi pasemkami siwizny nad mocnym czołem
oraz o niebieskich, głęboko osadzonych oczach. Ostry nos, który mógł być kiedyś złamany,
i usta obwiedzione kreską przyjaznego uśmiechu dopełniały wizerunku kogoś, kto jest
zdecydowany i twardy, ale zachowuje swoisty umiar. Ubrany był w zwykłą tunikę, a przy
boku miał szablę, którą z pewnością potrafił się posługiwać. Starzec miał na sobie jakiś ubiór,
którego jedynym zadaniem było zapewnić ciepło i swobodę ruchów. Obaj przypatrywali się
sobie przez chwilę. Keff pochylił głowę na powitanie.
- Czy twój pan jest w domu?
- Ja nie mam żadnego pana. Wracaj, skąd przyszedłeś - fuknął starzec z błyskiem
w oku.
Keff zorientował się, że nie rozmawia ze służącym. Dopuścił się obrazy samego
Wielkiego Czarownika Zarelba! Wyprostował się, żeby mimo to wyglądać przyjaźnie.
- Nie, panie - powiedział Keff. - Muszę z tobą porozmawiać.
Szczury, które wydostały się przez drzwi, przemknęły obok Keffa i czmychnęły
wzdłuż ścian. Odrażające miejsce, ale cóż, jest pewne zadanie do wykonania.
- Odejdź - powtórzył starzec. - Niczego dla ciebie nie mam.
Próbował zamknąć potężne wrota. Keff włożył rękę w pancernej rękawicy między
drzwi a futrynę. Starzec cofnął się o krok, a w jego oczach widać już było strach.
- Wiem, że masz Hebanowy Zwój - rzekł spokojnie Keff. - Potrzebuję go, aby
uratować ludzi z Harimm. Oddaj go, a nie spotka cię żadna krzywda.
- No dobrze, młody człowieku - odparł czarownik. - Odstąpię ci mą własność, gdyż w
tej sytuacji nie mam innego wyjścia.
Keffowi ulżyło. Zauważył jednak odbłysk światła w oczach czarownika. Jego źródłem
mogło być jedynie coś, co znajdowało się za Keffem. Nie czekając, odwrócił się gwałtownie
i wydobył szablę z pochwy. Trzech uzbrojonych zbójów blokowało drogę ucieczki.
Jeden z nich uśmiechał się szyderczo, ukazując czarne resztki zębów.
- Wybierasz się dokądś, chłopcze? - spytał.
- Zmierzam tam, dokąd wzywają mnie obowiązki.
- Brać go!
2
Keff znalazł się w opałach. Zaatakowany, powstrzymał uderzenie napastnika
i skutecznie odbił ciężki miecz. Odsłonięta pierś złoczyńcy stała się teraz celem ataku.
Przeciwnik szybko się pozbierał i z impetem ruszył naprzód wspierany przez swych
kompanów. Keff wywijał szablą, odpierał uderzenia, trzymał całą trójkę w szachu.
Gwałtowne cięcie przeszło obok jego twarzy. Odskoczył w ostatniej chwili i zręcznie
odparował cios, unikając śmiertelnego trafienia.
- Dalej! - krzyczał Keff. - Na co czekacie? Ruszył przed siebie i zadał pchnięcie
przywódcy zbirów.
Trafił go w sam środek klatki piersiowej. Zbój osunął się na
ziemię i przepadł.
- No, już! - krzyczał Keff, operując sprawnie mieczem i kreśląc w powietrzu świetliste
“Z”. - Nie jesteście niezwyciężeni. Poddajcie się albo zginiecie!
Animusz Keffa zbił z tropu pozostałych rzezimieszków, którzy broniąc się
chaotycznie, wpadali na siebie, trafiani celnie wiązką światła. Najpierw jeden, potem drugi z
jękiem upadli i zniknęli. Keff schował szablę do pochwy i odwrócił się w stronę czarownika,
który spokojnie obserwował rozwój wypadków.
- W imieniu ludu Harimm żądam Zwoju - powiedział wyniośle i wyciągnął rękę
w kierunku rozmówcy. - Chyba że chcesz mnie zaskoczyć czymś innym?
- Nie, nie.
Starzec poszperał w zniszczonej skórzanej torbie, którą miał przy boku. Wyjął zwój
pożółkłego pergaminu. Keff spojrzał na to ze strachem. Skłonił się czarownikowi, który
okazał mu nieco szacunku.
Zwój uniósł się z ręki starca i poszybował do Keffa. Ten przyglądał się spłowiałemu
wizerunkowi gór, dróg i rzek znaczonych brązowym atramentem.
- Mapa! - rzekł ze zdziwieniem.
- Zatrzymaj ją - powiedział czarownik głosem, który zmienił się z głębokiego
barytonu w przyjemnie brzmiący alt. - Jesteśmy w zasięgu satelitów telekomunikacyjnych.
Drzwi, szczury i postać starca zniknęły. Pozostały same ściany.
- Znów pył kosmiczny - powiedział Keff, odpinając pas z laserową szablą, i ciężko
usiadł na fotelu awaryjnym przy pulpicie sterującym. - Całkiem mi się to podobało! Dobra
robota!
Zdjął przepoconą tunikę i otarł nią twarz. Ciemne, kręcone włosy pokrywające jego
szeroką pierś były gdzieniegdzie znaczone siwizną, ale miał jeszcze młodzieńczy wygląd.
- Niewiele brakowało, a byłbyś w opałach - rozległ się głos Carialle wysyłającej
3
jednocześnie do SSS-900 potwierdzające sygnały identyfikacyjne. - Następnym razem uważaj
na tyły.
- Co z tego?
- Nie ma nagrody za nie dokończone dzieła. Mapy to zawsze wielka niewiadoma.
Będziesz musiał pójść ich śladem i wszystko sprawdzić - powiedziała nieśmiało Carialle.
Na ekranie obok tytanowej kolumny ukazał się obraz wysokiej kobiety w
starodawnym szpiczastym czepku, owianej mgłą i odzianej w powłóczystą szatę. Ładna twarz
obdarzyła Keffa uśmiechem.
- Dobrze się spisałeś, rycerzu - rzekła Jasna Pani i zniknęła. - SSS-900, tu CK-963 z
prośbą o zezwolenie na podejście i połączenie. Cześć, Simeon!
- Carialle! - dał się słyszeć głos kontrolera stacji. - Witaj! Masz zezwolenie, dziecino.
Teraz jesteśmy SSS-900-C, C jak Channa. Wiele się tu zmieniło przez ten rok. Keff, jesteś
tam?
Keff nachylił się do namiernika.
- Jestem, Simeon. Już niedaleko, zaraz będziemy.
- Cieszę się - powiedział Simeon. - Mamy tu trochę bałaganu, mówiąc delikatnie, ale
przecież nie będziecie sprawdzać porządków.
- Nie, złotko, ale żadna dziewczyna nie odmówi przyjemności poddania się twojemu
odkażaniu - żartowała Carialle z przekornym chichotem.
- Simeon, do licha! Co tu się działo?! - krzyknął Keff, wpatrując się w ekrany
radarów.
- Jeśli chcesz wiedzieć...
W miarę zbliżania się do stacji SSS-900 statek zwiadowczy przedzierał się przez coraz
gęstszy labirynt różnego złomu. Carialle przeanalizowała uwagi Keffa dotyczące alarmu, a
potem ustawiła silniki korekcyjne na pełną moc, aby uniknąć przecięcia z torem, po którym
przemieszczał się jeden z krążących wokół stacji kawałków metalu. Mniejsze pojazdy
manewrowały wśród szczątków satelitów i pojazdów kosmicznych, pełniąc funkcję swoistych
sprzątaczy. Dwa ciężkie pchacze z ogromną szuflą z przodu wyglądały niczym olbrzymie
odkurzacze. Tworzyły pracowitą parę oczyszczającą przestrzeń z drobnego pyłu, który
mógłby przedziurawić kadłuby poruszających się w przestrzeni statków. Sanitarne pojazdy
pozdrowiły Carialle, gdy przeszła obok nich po łuku w czasie synchronizacji z obrotami
stacji. Pomocny pierścień cumowniczy był w naprawie, więc Carialle zwiększyła ciąg i
zbliżyła się do południowego. Światła zaczęły penetrować obrzeża pierścienia w
poszukiwaniu miejsca do zacumowania. Wreszcie udało się je znaleźć.
4
- ...to, co widziałeś, to pozostałości po piracie Belazirze i jego szajce - dokończył
Simeon znużonym głosem. - Mam nadzieję, że tak już zostanie. Moja powłoka została
umieszczona w bardziej odpornej obudowie i dodatkowo uszczelniona. Ostatnie sześć
miesięcy zbieraliśmy części i doprowadzaliśmy wszystko do porządku. Jeszcze czekamy na
niektóre elementy. Firma ubezpieczeniowa jest bardzo dociekliwa i kwestionuje wszystko, co
jest w wykazie, ale nikogo to nie dziwi. Statki flotylli pozostają w rejonie. Tworzymy stały
patrol, coś w rodzaju małego garnizonu.
- Macie mnóstwo czasu - wtrąciła Carialle ze współczuciem.
- Kolej na dobre wieści - powiedział Simeon zaskakująco energicznym głosem. - A
gdzie wy się podziewaliście?
Carialle wydała dźwięki naśladujące fanfary.
- Z przyjemnością donoszę, iż gwiazda GZA-906-M ma dwie planety, na których w
atmosferze zawierającej tlen występują ślady życia - rzekł Keff.
- Gratuluję wam obojgu - odpowiedział Simeon i nadał sygnał dźwiękowy imitujący
wiwatujący tłum. Przerwał na chwilę. - Wysyłam jednocześnie komunikat do Wydziału
Dochodzeniowego. Czekają tam na kompletne sprawozdania z próbkami i wykresami, ale
najpierw ja! Chcę się wszystkiego dowiedzieć.
Carialle dotarła do swych plików, wybrała częstotliwość odpowiadającą
częstotliwości odbioru Simeona.
- To tylko streszczenie, bo całość przekażemy tym na górze - powiedziała. -
Oszczędzimy ci całej tej nudy.
- Niedobra wiadomość to chyba ta - zaczął Keff - że nie ma oznak życia biologicznego
na planecie numer cztery, a planeta numer trzy jest jeszcze zbyt słabo rozwinięta, aby włączyć
ją do Światów Centralnych jako pełnoprawnego partnera. Spotkaliśmy się tam jednak z
przychylnością i miłym przyjęciem.
- On tak uważa - Carialle wtrąciła, prychając. - Ja nigdy nie wiedziałam, o czym myślą
te Blekoty.
Keff rzucił niechętne spojrzenie na jej kolumnę, ale na Carialle nie zrobiło to żadnego
wrażenia. Przeglądała katalog plików i zatrzymała się na mieszkańcach Iriconu III.
- Dlaczego nazywacie ich Blekotami? - spytał Simeon, wpatrując się w zapis wideo
pokazujący chude, obrośnięte, sześcionogie istoty, które z twarzy podobne były do
inteligentnych pasikoników.
- Posłuchaj zapisu dźwiękowego - zaśmiała się Carialle. - Porozumiewają się
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wzory-tatuazy.htw.pl