• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Anne Rice
    Godzina czarownic
    The witching hour
    Tom 2
    Przełożyła: Hanna Pustuła
    Wydanie polskie: 1995
    1
    Pierwsze cztery części akt zawierają materiał, który Petyr van Abel spisał specjalnie dla
    Talamaski, posługując się łaciną, a przede wszystkim łacińskim szyfrem stosowanym przez
    Talamaskę od czternastego do osiemnastego wieku, by uczynić treść listów i dzienników
    niedostępną wścibskim oczom. Wiele fragmentów zostało zapisane również w języku
    angielskim, bowiem Petyr van Abel, chcąc przekazać dialogi oraz pewne myśli i uczucia w
    sposób bardziej naturalny niż mógł na to pozwolić starożytny łaciński szyfr, miał zwyczaj
    używać angielskiego, gdy przebywał wśród Francuzów, a francuskiego, gdy znajdował się
    wśród Anglików.
    Niemal cały materiał ma formę listów, która była w owym czasie i aż po dzień dzisiejszy
    podstawową formą raportów kierowanych do archiwów Talamaski.
    Zgromadzeniu przewodził wówczas Stefan Franck. Większość zawartych w aktach listów
    kierowana jest właśnie do niego i charakteryzuje się swobodnym, osobistym, niekiedy
    zupełnie nieoficjalnym tonem. Petyr van Abel nie zapominał jednak nigdy, iż jego pisma są
    przeznaczone do archiwów; starannie wyjaśniał wszelkie szczegóły na użytek
    niepoinformowanego czytelnika. Dlatego opisywał kanały Amsterdamu, chociaż zwracał się
    do osoby mieszkającej nad jednym z nich.
    Tłumacz niczego nie pominął. Adaptacji oryginalnego materiału dokonano jedynie tam,
    gdzie tekst listów i zapisów w dziennikach uległ zniszczeniu i jest nieczytelny lub, gdy słowa
    i frazy starożytnego łacińskiego szyfru są niejasne dla współczesnych uczonych
    Zgromadzenia czy też, gdy archaiczne angielskie zwroty utrudniłyby dzisiejszemu odbiorcy
    właściwe zrozumienie znaczenia. Oczywiście, pisownia została unowocześniona.
    Współczesny czytelnik powinien wziąć pod uwagę, że język angielski używany w owym
    czasie – w końcu siedemnastego wieku – miał niemal to samo brzmienie co obecnie. Zwroty i
    wyrażenia, takie jak „całkiem niezły”, „wydaje mi się” czy „przypuszczam”, były w
    powszechnym użyciu. Nie zostały zatem wprowadzone przez tłumacza, lecz znajdujemy je w
    oryginalnym tekście.
    Jeżeli odniesiemy wrażenie, że świat, który opisuje Petyr, jest zaskakująco
    „egzystencjalny” jak na tamtą epokę, wystarczy ponownie poczytać Szekspira tworzącego
    siedemdziesiąt pięć lat wcześniej od naszego autora by uświadomić sobie, jak głęboko
    zakorzeniony był w świadomości ateizm i egzystencjalizm myślicieli owych czasów i z jaką
    ironią odnosili się oni do otaczającej ich rzeczywistości. To samo można by powiedzieć o
    stosunku Petyra van Abla do spraw płci. Wielkie zahamowania dziewiętnastego stulecia
    sprawiają, że zapominamy niekiedy, iż wieki: siedemnasty i osiemnasty były o wiele bardziej
    liberalne w sprawach ciała.
    Wracając do Szekspira warto powiedzieć, że Petyr darzył go szczególnym uczuciem i z
    ogromną przyjemnością czytywał zarówno jego sztuki jak i sonety. Często nazywał go
    „swoim filozofem”.
    Pełna historia Petyra van Abla, warta opowiedzenia sama dla siebie, zawarta jest w
    siedemnastu opatrzonych jego imieniem tomach, w których znajdziemy komplet napisanych
    przez niego raportów dotyczących wszystkich spraw, jakie kiedykolwiek badał.
    Przeznaczeniem wszelkich przekazów van Abla od początku było znalezienie się w archiwach
    Talamaski.
    W naszym posiadaniu znajdują się również dwa powstałe w Amsterdamie jego portrety.
    Pierwszy, namalowany przez Franza Halsa specjalnie dla Roemera Franza, w owym czasie
    głowy Zgromadzenia, przedstawia wysokiego jasnowłosego młodzieńca o nordyckiej urodzie,
    z owalną twarzą, wydatnym nosem, wysokim czołem i wielkimi przenikliwymi oczyma.
    Drugi, pędzla Thomasa de Keysera powstały około dwudziestu lat później, ukazuje
    mężczyznę o cięższej budowie i pełniejszej, chociaż wciąż charakterystycznie pociągłej
    twarzy, ze starannie przystrzyżonymi wąsami, brodą i długimi blond lokami opadającymi na
    ramiona spod kapelusza z szerokim rondem. Na obu portretach Petyr sprawia wrażenie
    człowieka bardzo swobodnego i w pewien szczególny sposób pogodnego, co zresztą jest
    charakterystyczne dla wielu wizerunków mężczyzn portretowanych w owym czasie przez
    holenderskich malarzy.
    Petyr należał do Talamaski od wczesnego dzieciństwa aż do swojej śmierci, która
    położyła kres jego czterdziestotrzyletniemu życiu. Zginął podczas wykonywania swoich
    obowiązków – o czym dowiemy się z ostatniego raportu, jaki van Abel sporządził dla
    Talamaski.
    Wszystkie relacje są zgodne, co do faktu, że Petyr był nie tylko gawędziarzem i
    słuchaczem z prawdziwego zdarzenia, lecz także urodzonym pisarzem, a oprócz tego
    namiętnym i impulsywnym człowiekiem. Kochał artystyczny świat Amsterdamu i chętnie
    spędzał długie godziny w pracowniach malarzy. Nigdy jednak nie odrywał się od swoich
    badań, a jego komentarze bywają rozwlekłe, przesycone szczegółami, czasem
    nieumiarkowanie emocjonalne. Niektórych czytelników mogą irytować. Dla innych zapewne
    okażą się bezcenne, gdyż oprócz barwnych opisów wydarzeń, których był świadkiem, autor
    przekazał nam również wyraźny ślad własnej osobowości.
    Petyr posiadał pewną ograniczoną zdolność odczytywania myśli (sam przyznawał, iż
    niechęć i obawa, jaką budził w nim ów talent, przeszkodziły mu rozwinąć go w pełni);
    potrafił także wprawiać w ruch niewielkie przedmioty, zatrzymywać zegary i wykonywać
    podobne „sztuczki”.
    Pierwszy kontakt z Talamaską Petyr nawiązał wtedy, gdy, jako ośmioletni sierota
    wędrował po ulicach Amsterdamu. Przeczuwając, że Dom jest schronieniem dla dusz
    podobnie jak on „innych”, kręcił się w pobliżu, by w końcu pewnej zimowej nocy zasnąć na
    frontowych schodach, gdzie niechybnie by zamarzł, gdyby Roemer Franz nie znalazł go i nie
    zabrał do środka. Później odkryto, iż Petyr otrzymał był staranne wykształcenie i potrafi
    czytać zarówno po łacinie jak i po holendersku, a także rozumiał język francuski.
    Zachował jedynie mgliste i rozproszone wspomnienia o rodzicach i spędzonych z nimi
    najwcześniejszych latach życia; podjął jednak samodzielną próbę zbadania swojego
    pochodzenia, w wyniku której udało mu się nie tylko ustalić tożsamość ojca, Jana van Abla,
    słynnego chirurga z Lejdy, lecz także odnaleźć liczne jego dzieła, zawierające jedne z
    najwspanialszych medycznych i anatomicznych ilustracji owych czasów.
    Petyr często powtarzał, że Talamasca jest mu matką i ojcem. Nikt nigdy nie był bardziej
    oddany Zgromadzeniu niż on.
    AARON LIGHTNER
    Talamasca, Londyn, 1954 rok
    * * *
    CZAROWNICE MAYFAIR
    Część I / Transkrypcja pierwsza
    Z pism Petyra von Abla dla Talamaski
    1689 rok
    Wrzesień 1689 roku, Montecleve, Francja
    Drogi Stefanie, Nareszcie przybyłem do Montecleve, położonego na samym skraju gór
    Cevennes – to jest na ich przedgórzu – by ujrzeć to ponure warowne miasteczko o dachach
    krytych dachówką i w rzeczy samej przerażających bastionach, gotujące się do egzekucji
    potężnej wiedźmy.
    Panuje tu teraz wczesna jesień; powietrze w dolinie jest rześkie, choć wciąż jeszcze czuć
    w nim tchnienie śródziemnomorskiego żaru, a od bram miasta rozpościera się radujący serce
    widok winnic rodzących miejscowe wino, Blanquette de Limoux.
    Jako iż dzisiejszego wieczoru wypiłem ponad moją zwykłą miarę, mogę zaświadczyć, że
    istotnie jest ono tak doskonałe, jak utrzymują tutejsi nieszczęśni mieszczanie.
    Lecz, wiesz o tym Stefanie, iż w sercu moim nie ma miłości do owej okolicy, bowiem
    pobliskie góry wciąż jeszcze rozbrzmiewają echem lamentów mordowanych katarów, których
    tak wielu spalono tu przed wiekami. Ileż stuleci musi upłynąć, zanim krew ich wsiąknie w
    ziemię dość głęboko, by móc o niej zapomnieć?
    Talamasca będzie zawsze pamiętać. My, którzy żyjemy w świecie ksiąg i kruchego
    pergaminu, migocących świec i mrużonych w półmroku oczu, nigdy nie oddalamy się od
    przeszłości. Dla nas dzieje się ona teraz. W mojej pamięci wciąż rozbrzmiewają, usłyszane
    wcześniej niż słowo „Talamasca”, opowieści ojca o spalonych na stosach heretykach i
    rozpowszechnianych przeciw nim oszczerstwach. Bowiem wiele owych kłamliwych
    wydawnictw trafiło również i do jego rąk.
    Jednak jakiż to ma związek z tragedią komtessy de Montecleve, która jutro umrzeć ma na
    stosie wzniesionym przed katedrą świętego Michała? Z kamienia jest to obronne miasto, lecz
    nie serca jego mieszkańców, jednako nic nie zdoła zapobiec kaźni komtessy. Pojmiesz to
    zaraz z dalszej części listu.
    Serce moje krwawi, Stefanie. Nie ma dla mnie nadziei, bowiem zawładnęły mną wizje i
    wspomnienia. Historia, którą ci opowiem, zaiste jest zadziwiająca.
    Dołożę jednak wszelkich starań, by przedstawić Ci ją w zgodzie z biegiem wydarzeń; jak
    zawsze spróbuję – i jak zawsze nie zdołam – ograniczyć się jedynie do tych aspektów owej
    smutnej przygody, które godne są zanotowania.
    Pozwól mi wpierw powiedzieć, iż nie mogę zapobiec tej okrutnej egzekucji. Komtessę
    bowiem uznano nie tylko za zatwardziałą i potężną wiedźmę, lecz także oskarżono o użycie
    trucizny i zamordowanie małżonka, a obciążające ją świadectwa są nad wyraz poważne, o
    czym się przekonasz z dalszych moich słów.
    Nie kto inny, lecz świekra oskarżyła swoją synową o spółkowanie z Szatanem i
    dokonanie morderstwa; dwaj malutcy synkowie nieszczęsnej komtessy poparli babkę, zaś
    jedyna córka obwinionej, imieniem Charlotte, licząca sobie lat dwadzieścia i niezwykle
    urodziwa, zbiegła wraz ze swym pochodzącym z Martyniki młodym małżonkiem i z
    maleńkim synkiem do Zachodnich Indii, uchodząc w ten sposób oskarżenia o czary.
    Lecz w rzeczywistości nie wszystko jest takie, jakim się może wydawać. Odsłonię ci, co
    udało mi się odkryć, proszę tylko, byś uzbroił się w cierpliwość, albowiem zacznę od samego
    początku, zagłębiwszy się wprzódy w mroki przeszłości. Znajdziesz tu opowieść o wielu
    rzeczach interesujących dla Talamaski. Nie ma jednak nadziei, byśmy zdołali coś uczynić.
    Piszę te słowa w udręce, znam bowiem komtessę; zdążałem tu z podejrzeniem, iż mogę ją
    znać, modląc się iżbym się mylił.
    Kiedy ostatni raz pisałem do ciebie, gotowałem się właśnie do opuszczenia państw
    niemieckich, znużon śmiertelnie szalejącymi w nich straszliwymi prześladowaniami i
    boleśnie świadom, jak mało jestem w stanie uczynić, by im zapobiec. W Trewirze byłem
    świadkiem dwóch masowych kaźni na stosie; okrutne cierpienia zadawali swym ofiarom
    duchowni protestanccy, równie fanatyczni jak katoliccy i całkowicie z nimi zgodni w wierze,
    iż Szatan nawiedził owe strony i odnosi swe zwycięstwa wybierając sobie wśród mieszczan
    najbardziej nieprawdopodobnych wspólników – niekiedy zwyczajnych kpów, chociaż w
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl