• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Edited by Foxit PDF Editor
    Copyright (c) by Foxit Software Company, 2004
    Anne Mather
    KONCERT
    For Evaluation Only.
    Lani St. John miała czternaście lat, kiedy po raz pier­
    wszy zobaczyła Jake'a Pendragona.
    Spędzała właśnie ferie z rodzicami. Niezwykle rzadko
    zdarzało się, aby matka i ojciec wyjeżdżali razem. Teraz
    znaleźli jednak na to czas i zamiast lecieć gdzieś daleko do
    egzotycznych krajów, pojechali na południowy zachód do
    Kornwalii.
    Wspólne wyjazdy z rodzicami zawsze były czymś trud­
    nym i męczącym. Oboje byli tak różni. Jedno wesołe
    i zmienne, a drugie uparte i niezdolne do kompromisu.
    Kiedy przebywali ze sobą dłużej niż kilka godzin, walczyli
    jak pies z kotem.
    Nie byli zbyt dopasowaną parą. Matka Lani, Clare, była
    sopranistką o międzynarodowej sławie, a ojciec radcą pra­
    wnym, oschłym i prozaicznym. Dziewczynka nigdy nie
    mogła zrozumieć, co skłoniło ich do ślubu. Po czternastu
    6
    AnneMather • KONCERT
    latach wspólnego życia ich małżeństwo znajdowało się
    w opłakanym stanie.
    Kilka lat później Lani uświadomiła sobie, że te wakacje
    były ostatnią próbą naprawienia błędów, uśmierzenia spo­
    rów i wskrzeszenia dawno wygasłej namiętności. Nie po­
    wiodło się jednak. Kiedy Clare zorientowała się, że jej mąż
    wybrał na miejsce wypoczynku Konwalię tylko dlatego,
    aby móc spotkać się z bogatą klientką, wróciła do Londy­
    nu, pozostawiając jednak córkę, aby towarzyszyła ojcu.
    Mount's Bay nawet w kwietniu nie było najcieplejszym
    miejscem na świecie. Kiedy Lani po raz pierwszy zobaczy­
    ła przylądek Tremorna, aż zadrżała. Szare morskie fale
    groźnie kąsały cypel, a zimny wiatr łomotał okiennicami
    zamku pani Worth.
    Rzecz jasna, nie był to prawdziwy zamek, ale w mło­
    dzieńczej wyobraźni Lani jawił się właśnie w ten sposób.
    Kiedy siedziała obok ojca w wypożyczonym samochodzie
    - matka wróciła ich autem do Londynu - czuła się radosna
    i odprężona. Ojciec uśmiechał się do niej porozumiewaw­
    czo. Ponura maska, jaką przywdział po wyjeździe żony,
    dawno już zniknęła.
    Rezydencja pani Worth stała na przylądku Tremorna
    najwyraźniej nieczuła na groźne żywioły. Spadzisty dach
    ze szczytami, rzeźbione krenele i blanki, a także wąskie
    okiennice pod okapem nadawały budowli średniowieczny
    charakter. Nie była to jednak bajkowa rezydencja. Kamien­
    na fasada wyglądała ponuro, a promienie słoneczne, odbi­
    jające się od wzburzonych fal oceanu, potęgowały tylko ten
    efekt.
    Kiedy wjechali na podjazd u podnóża schodów, prowa-
    KONCERT • Annę Mather
    7
    dzących na dekorowaną kolumienkami frontową werandę,
    Lani otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu, nie czekając
    na zgodę ojca. Jej ciekawość i żywa wyobraźnia malowały
    już postaci mieszkańców domu. Oczekiwała, że za chwilę
    otworzą się drzwi, na werandę wyjdzie lokaj i grobowym
    głosem zaprosi ich do środka.
    Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Drzwi
    otworzyły się, kiedy Roger St. John wysiadał z samochodu,
    aby dołączyć do córki, ale młody mężczyzna, który się
    w nich pojawił, nie wyglądał bynajmniej na lokaja. Oni nie
    nosili luźnych, sportowych swetrów i wąskich, wytartych
    dżinsów. Lani spojrzała na swoje sztruksy. Jakże szykow­
    nie wyglądały. Lokaje nie nosili także długich włosów i nie
    patrzyli na gości z młodzieńczym znudzeniem i rozbawie­
    niem.
    Policzki Lani zarumieniły się, kiedy młody mężczyzna
    spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem. Była niezmiernie
    wdzięczna ojcu, że stanął pomiędzy nimi i powiedział:
    - Byłem umówiony z panią Worth. - Dało jej to kilka
    cennych sekund na opanowanie nerwów. - Nazywam się
    Roger St. John. Jestem radcą prawnym pani Worth.
    - Ach, tak. Pan St. John. - Młody mężczyzna wyciąg­
    nął dłoń i panowie przywitali się. - Staruszka mówiła coś
    o radcy prawnym. Teraz sobie przypominam. Proszę wejść.
    Zawiadomię ją, że pan przyszedł.
    Odwrócił się i wszedł do domu.
    Roger skinął na córkę, aby poszła za nim.
    - Chodź - powiedział. - Przestań spać na stojąco. Wy­
    gląda na to, że wreszcie będziemy mieli za sobą to spotka­
    nie.
    8
    AnneMather • KONCERT
    Lani podeszła do ojca i wzięła go pod rękę.
    - Próbowałeś już przedtem skontaktować się z panią
    Worth?
    Skinął głową twierdząco.
    - Kilka razy. Niestety, pani Worth może sobie pozwolić
    na to, aby być nieuchwytna. Mam wrażenie, że ona niezbyt
    interesuje się swoim majątkiem.
    - Czy ona jest bardzo bogata? - spytała Lani, kiedy
    przechodzili pod rzeźbioną futryną drzwi.
    Weszli do ponurego, wyłożonego dywanami holu. Oj­
    ciec uśmiechnął się.
    - Bardzo - odpowiedział, rozglądając się dokoła. - Być
    może, ten hol nie świadczy o tym najdobitniej, ale mogę cię
    zapewnić, że nasza klientka nie musi się martwić o emery­
    turę.
    Dziewczynka rozejrzała się wokół z zainteresowaniem.
    Hol w tym miejscu nie był zbyt przestronny, ale wydawał
    się rozszerzać za załomem schodów. Ustawione tam rośliny
    doniczkowe i pnącza pokrywające ściany nadawały drugiej
    części pomieszczenia wygląd prawdziwej oranżerii. Dwie
    pary ciemnych drzwi, znajdujących się po obu stronach
    holu, prowadziły zapewne do pokoi gościnnych. Wszystkie
    były jednak zamknięte i Lani zastanawiała się, gdzie znik­
    nął młody mężczyzna.
    Jej ciekawość została zaspokojona, kiedy w chwilę
    później pojawił się on na galerii, wieńczącej szerokie scho­
    dy, i zawołał Rogera na górę.
    - Staruszka oczekuje pana, panie St. John - oznajmił,
    ale jego usta wykrzywił dziwny uśmiech, zupełnie jakby
    powiedział jakiś żart.
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl