• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Anne McCaffrey
    DAMIA
    Cykl: Wieże Talentów tom 2
    Przełożył: Leszek Ryś
    Książkę tę dedykuję
    Sarze Virgilii Johnson Brooks
    „THE FOLDINGS EXTRA”
    Rozdział 1
    Kiedy mózg Afry delikatnie musnęła myśl siostry, nie omieszkał skwapliwie donieść
    matce, że Goswina powróciła już na Capellę. Cheswina przyjęła informację od swego
    sześcioletniego syna z niewzruszonym spokojem.
    — Dziękuję, Afro. Słyszysz Goswinę wyraźniej od pozostałych członków rodziny i z
    większej odległości, jednak nie bądź intruzem. Proszę — dodała widząc, jak Afra wierci się
    niespokojnie, opanowany nieodpartą chęcią nawiązania mentalnego kontaktu z ukochaną
    siostrą. — Po treningu, jaki Goswina odbyła w Wieży Altaira, Najwyższa Capelli wezwie ją
    teraz do siebie na odprawę. Nie odrywaj się więc od swych zajęć.
    Ależ Goswina jest czymś strasznie podniecona i to ma jakiś związek ze mną! —
    Nie
    ustępował chłopiec, chcąc za wszelką cenę upewnić się, że matka naprawdę go słyszy.
    — Afro! — Matka surowo pogroziła mu palcem. — Nie jesteś niemy, masz język, a więc
    korzystaj z niego! Niech nikt nie wytyka naszej rodzinie, że wychowuje dziecko
    utalentowane, lecz nieuprzejme i wyzbyte dobrych manier. Wracaj do nauki, nie wolno ci
    nawiązywać telepatycznego kontaktu z siostrą, póki ona nie przekroczy progu naszego domu.
    Afra naburmuszył się, bo wiedział, że wtedy telepatia nie będzie mu już potrzebna.
    — Nigdy nie zostaniesz wybrany do służby w Wieży, jeśli nie nauczysz się
    posłuszeństwa — ciągnęła Cheswina. — I bardzo proszę, byś przestał się dąsać.
    Nie pierwszy raz Afra był strofowany w ten sposób — te same słowa kładziono mu w
    uszy tysiące razy! Stłumił jednak irytację, bo za nic na świecie nie chciał ryzykować utraty
    ewentualnej posady w Wieży Najwyższej — ogniwa ogromnej sieci FTiT — która była
    kanałem komunikacyjno-transportowym łączącym skupione w Federacji systemy gwiezdne.
    Jego rodzice i starsze rodzeństwo stali się już ogniwami sieci, albo też pracowali usilnie, by
    znaleźć tam miejsce dla siebie.
    Rodzinie poszczęściło się. Mieszkali w obrębie kompleksu Wieży, a Afra — od kołyski
    usypiany pulsowaniem ogromnych generatorów, dzięki którym Najwyższy Talent dokonywał
    cudu międzygalaktycznego transportu — już w czternastym miesiącu swego życia podjął
    pierwszą, udaną próbę nawiązania mentalnego kontaktu: radośnie powitał osobę, która imię
    zawdzięczała zajmowanej posadzie — Najwyższą Capelli. Choć jej powitalne „dzień dobry”
    przeznaczone było dla Najwyższego Ziemi, to właśnie Afra skwapliwie odpowiedział na echo
    głosu, które wyraźnie rozbrzmiało w jego mózgu. Rodzice byli wstrząśnięci tą zuchwałością.
    — Wcale nie uważam tego za zuchwałość — uspokajała ich Capella, śmiejąc się, co nie
    zdarzało się jej często. — To czarujące słyszeć na „dzień dobry” tak słodki świergot.
    Doprawdy słodki. Będziemy dbać o tak mocny, młody Talent. Jednak trzeba dać mu do
    zrozumienia, iż nie należy mi przeszkadzać w ten sposób.
    Cheswina miała rangę T-8 w kategorii nadawców, zaś jej mąż, Gos Lyon, był kinetykiem
    w randze T-9. Wszystkie ich dzieci posiadały Talent, jednak u Afry ujawnił się on
    najwcześniej, był najmocniejszy i najprawdopodobniej podwójny, obejmujący zarówno
    telepatię, jak i teleportację. Nie umniejszyło to zażenowania rodziców, spowodowanego
    zachowaniem ponad wiek rozwiniętego syna. Bez ociągania starali się wziąć Talent swego
    potomka w karby, jednak robili to nad wyraz ostrożnie, by nie zakłócić rozwoju chłopca.
    Ojciec, matka lub najstarsza z rodzeństwa, Goswina, musieli odtąd budzić się przed Afra i
    czuwać, by podobna sytuacja się nie powtórzyła. Przez kilka miesięcy niemowlak wspaniale
    się bawił, starając się zbudzić jak najwcześniej i zdążyć ze swą świergotliwą odpowiedzią —
    „dzień dobry” — na echo aksamitnego głosu Capelli, które rozlegało się w jego myślach.
    Opiekunowie próbowali odwracać jego uwagę innymi zajęciami — na przykład jedzeniem.
    W niemowlęctwie Afra uwielbiał jeść, choć tak jak pozostali członkowie jego rodziny był
    zdrowy i szczupły, o delikatnej budowie ciała, które z łatwością radziło sobie z nadmiarem
    kalorii. Na widok włożonego do ręki kawałka owocu lub sucharka natychmiast zapominał o
    całym świecie. Tego rodzaju sprytne podstępy pozwoliły więc przetrwać jego opiekunom do
    czasu, póki nie dorósł na tyle, by zrozumieć, iż mówienie w ten sposób „dzień dobry”
    odpowiednie jest jedynie w kręgu ludzi z najbliższej rodziny.
    Goswina była kochającą, troskliwą siostrą, bez odrobiny małoduszności i nigdy nie
    uważała swoich obowiązków za uciążliwe. Uwielbiała młodszego braciszka, a on odpłacał jej
    tym samym. Nic dziwnego zatem, że połączyła ich niezwykle mocna więź uczuć. Ćwiczenia
    mentalne — które Gossi wykonywała wspólnie ze swym nadzwyczaj żywym bratem, by
    odwrócić jego uwagę-miały dobroczynny wpływ i na jej Talent, bo kiedy osiągnęła szesnaście
    lat, otrzymała awans do rangi T-6 i mogła wziąć udział w specjalnym kursie zorganizowanym
    przez Najwyższego Ziemi, Reidingera, na Altairze.
    Zaszczyt ten przyjęła z mieszanymi uczuciami, gdyż tak mocne przywiązanie jakim
    obdarzała piętnastolatka rangi T-5, Vessily’ego Ogdona, spowodowało iż obie rodziny
    przystąpiły nawet do prowadzonych z namaszczeniem negocjacji na temat ewentualnej
    koligacji obu familii. Mimo to skłoniono Goswinę do odłożenia na bok osobistych planów i
    wykorzystania nadarzającej się szansy nauki na Altairze. Jedynie Afra wiedział, jak bolesny
    był to wybór. Kiedy bowiem Gos Lyon powołał się na honor rodziny, Goswina uległa,
    okazując przykładne posłuszeństwo, czym mogła zwieść wszystkich z wyjątkiem
    najmłodszego braciszka, który płakał jak bóbr w chwili jej odjazdu.
    Afra ogromnie tęsknił za swoją szczupłą, dobrą siostrą. Ogromna odległość dzieląca
    Capellę od Altaira nie pozwalała na podtrzymywanie delikatnej, mentalnej więzi, która
    dodawała mu otuchy podczas codziennych zajęć. Afra nie należał do urodzonych
    konformistów, co powodowało, że nie tylko w szkole, ale nawet w domu wciąż wpadał w
    tarapaty. Nie był układnym — jak jego brat lub siostry — a porywczym, „dzikim” i
    „agresywnym” dzieckiem, które swym zachowaniem wystawiało rodziców na ciężką próbę.
    Zdając sobie sprawę, jak trudne chwile przeżywa mały Afra, kierownik stacji, Hasardar,
    zachowując należną delikatność, zaczął obarczać chłopca drobnymi „pracami”. Rodzice nie
    mogli odmówić, bo miały na celu rozwinięcie jego potencjalnych możliwości. Afra ochoczo
    podejmował się „zleceń”, zachwycony, że nareszcie może zrobić coś pożytecznego.
    Pewnego razu, realizując jedno z owych zleceń, stanął przy burcie dużego frachtowca z
    paczuszką przeznaczoną dla kapitana statku. Afrę elektryzowała możność spotkania z
    najprawdziwszym człowiekiem przestrzeni. Przez cały swój krótki żywot widywał statki
    przybywające i odlatujące z Capelli, nigdy jednak nie udało mu się spotkać z nikim spoza
    swojego świata.
    Kiedy przydreptał do otwartego włazu, ujrzał ogromnych mężczyzn o kędzierzawych
    włosach i ogorzałej skórze. Uszy chłopca wypełnił obcojęzyczny gwar, jednak mózg wkrótce
    uporał się z przełożeniem znaczenia nieznanych słów.
    :- Nie warto iść na przepustkę, chłopcy. Lud tutaj rzetelny jak kości do gry. Wyznawcy
    Metody, a ty chłopie wiesz, co to oznacza.
    — Jasne. Żadnych tam hop-siup i wdechowych zabaw; ani oni do wypitki, ani do wybitki.
    Ale patrzcie, cóż się tu do nas zbliża? Krasnoludek wielkości zielonkawego pinta! Czy oni
    tutaj nigdy nie osiągają uczciwego wzrostu?
    — Eee, to tylko dzieciak — rzekł jeden z mężczyzn i zbiegł szybko po trapie,
    uśmiechając się od ucha do ucha.
    — Dzień dobry — odezwał się do malca biegle w basicu. Afra wpatrzył się w niego,
    szeroko otwierając oczy.
    — Masz przesyłkę dla kapitana, chłopcze? Kierownik stacji informował, że dostarczy
    nam ją do rąk posłaniec.
    Ani na chwilę nie odrywając od niego oczu, Afra wyciągnął obie ręce i wręczył mu
    przyniesioną paczuszkę. Nieznane słowa intrygowały go, zwłaszcza te odnoszące się do jego
    osoby.
    — Co oznacza „zielonkawy pint”, proszę pana?
    Afra drgnął. Przestraszyła go salwa śmiechu, która gruchnęła z luku, a potem gniewne
    spojrzenie, jakim chief zgromił swoją załogę.
    — Bez obrazy, chłopcze — powiedział uprzejmie. — Niektórzy z przestrzeni zapominają,
    co to dobre maniery. Potrafisz się porozumiewać nie tylko w basicu?
    Afra nie był pewny, jakiej udzielić odpowiedzi. Choć zdawał sobie sprawę, iż nie
    wszyscy ludzie potrafią porozumiewać się telepatycznie, to nie miał pojęcia o rym, że w
    galaktyce języki mogą przybierać różnorodne formy. Jednakże, ponieważ jego rodzina
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl