• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    ANNE RICE
    SŁUGA KOŚCI
    Servant of the Bones
    Przekład: Maciejka Mazan
    Wydanie oryginalne: - 1996
    Wydanie polskie: - 2000
    Ta książka dedykowana jest BOGU
    Psalm 137
    Nad rzekami Babilonu -
    tam myśmy siedzieli i płakali,
    kiedyśmy wspominali Syjon.
    Na topolach tamtej krainy
    zawiesiliśmy nasze harfy.
    Bo tam żądali pieśni od nas ci,
    którzy nas uprowadzili,
    pieśni radości ci, którzy nas uciskali:
    „Zaśpiewajcie nam
    jakąś z pieśni syjońskich!”
    Jakże możemy śpiewać
    pieśń Pańską
    w obcej krainie?
    Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie,
    niech uschnie moja prawica!
    Niech język mi przyschnie do podniebienia,
    jeśli nie będę pamiętał o tobie,
    jeśli nie postawię Jeruzalem
    ponad największą moją radość.
    Przypomnij, Panie, synom Edonu,
    dzień Jeruzalem, kiedy oni mówili:
    „Burzcie, burzcie -
    aż do jej fundamentów!”
    Córo Babilonu, niszczycielko,
    szczęśliwy, kto ci odpłaci
    za zło, jakie nam wyrządziłaś!
    Szczęśliwy, kto schwyci i rozbije o skałę twoje dzieci*
    1* Wszystkie cytaty z Pisma Świętego zostały zaczerpnięte z Biblii Tysiąclecia (przyp. tłum.)
     WSTĘP
    Zamordowana. Czarne były jej włosy, tak jak i oczy.
    Popełniono je na Fifth Avenue, morderstwo, w pięknym sklepie z ubraniami,
    pomiędzy ludźmi. Histeria, kiedy upadła... być może.
    Ujrzałem to w ciszy na ekranie telewizora. Estera. Znałem ją. Tak, Estera Belkin. Była
    moją studentką. Estera. Bogata i miła oku.
    Jej ojciec. Główny kapłan tej ogólnoświatowej Świątyni. Banały rodem z New Age,
    koszulki z hasłami. I proszę: Belkinowie posiadają fortunę, jakiej pragnąłby i o jakiej
    marzyłby każdy śmiertelnik, a oto Estera, słodka Estera, dziewczyna podobna kwiatu, zawsze
    tak płochliwie zadająca pytania - nie żyje.
    W dzienniku, „wiadomościach na żywo”, ujrzałem jej śmierć. Czytałem książkę, nie
    darząc jej uwagą. Telewizor pracował niemo, plącząc ze sobą gwiazdy filmu i wojnę. Rzucał
    jaskrawe refleksy na ściany pokoju. Milczące fajerwerki, nieoglądane przez nikogo.
    Wróciłem do lektury, kiedy już umarła „na żywo”.
    W dniach, które nastąpiły potem, od czasu do czasu wracałem do niej myślą. Po jej
    śmierci doszło do innych strasznych wydarzeń, związanych z jej ojcem i tym elektronicznym
    Kościołem. Znowu rozlano krew.
    Nie znałem jej ojca. Jego wyznawcy to proch z ulicy.
    Ale dobrze pamiętałem Esterę. Chciała wiedzieć wszystko, jedna z tych pokornych,
    zawsze uważnych i słodkich, tak bardzo słodkich... Pamiętałem ją. Pewnie. Cóż za ironia,
    zabójstwo tej gołębicy, a potem upadek fałszywych nauk jej ojca.
    Nigdy nie siliłem się, by zrozumieć owo zdarzenie.
    Zapomniałem o niej. Zapomniałem, że ją zamordowano. Zapomniałem o jej ojcu.
    Chyba zapomniałem, że w ogóle istniała.
    Wiadomości, wiadomości, ciągle wiadomości.
    Nadeszła pora, by na jakiś czas zarzucić nauczanie.
    Wycofałem się z życia, by napisać książkę. Wyjechałem w góry, wyjechałem w
    wieczne śniegi. Nie odmówiłem nawet jednej modlitwy za duszę Estery Belkin, ale jestem
    historykiem, nie kapłanem.
    W górach dowiedziałem się o wszystkim. Jej śmierć poszła za mną, prawdziwa i
    brzemienna znaczeniem.
    CZĘŚĆ I
    Kości niedoli
    Złote są kości niedoli.
    Gdzie podzieje się ich blask.
    Sięgnąć może do wnętrza,
    Drążyć brzask.
    Płaczący ojcowie, z którymi piliśmy,
    i mleko matki, i finalny smród.
    Możemy marzyć, lecz nie myśleć.
    Złote kości u twych stóp.
    Złoto, srebro, jedwab, miedź.
    Niedola to woda wstrząśnięta z mlekiem.
    Atak serca, zabójca, rak.
    Kto by pomyślał, że kości tańczą tak.
    Złote są kości niedoli.
    Szkielet tuli szkielet.
    Słowa duchów są nieznane.
    Uczymy się ignorancji.
    Stan Rice, „Piękne jagniątko”, 1975
    1.
    Oto historia Azriela, tak jak mi ją opowiedział, gdy poprosił, bym stał się świadkiem i
    kronikarzem jego słów. Nazywajcie mnie Jonatanem, tak jak on. To imię wybrał owej nocy,
    kiedy pojawił się w otwartych drzwiach i uratował mi życie.
    Pewne jest, że gdyby nie przyszedł w poszukiwaniu skryby, umarłbym przed świtem.
    Pozwolę sobie wyjaśnić, że jestem powszechnie znany w środowisku historyków,
    archeologów, badaczy kultury sumeryjskiej. A Jonatan w rzeczy samej jest jednym z
    nadanych mi imion, choć nie znajdziecie go na okładkach książek, które studenci czytają z
    konieczności lub przez zamiłowanie do tajemnic historii starożytnej, równie wielkie jak moje.
    Azriel był tego świadom - iż jestem naukowcem, nauczycielem - kiedy przyszedł.
    Jonatan to poufałe imię, na które obaj się zgodziliśmy. Wybrał je spośród trzech
    imion, widniejących na notkach o prawach autorskich do moich książek. A ja na nie
    zareagowałem. I stało się dla niego moim właściwym imieniem, przez te wszystkie godziny,
    kiedy opowiadał swoją historię - historię, jakiej nigdy nie opublikowałbym pod swoim
    prawdziwym profesorskim nazwiskiem, ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę, podobnie
    jak i on, że nikt nie zaakceptowałby takiej opowieści pomiędzy moimi pracami.
    Zatem jestem Jonatanem; jestem skrybą. Opowiadam tę historię tak, jak przekazał mi
    ją Azriel. Jest mu obojętne, jakim się nazwę imieniem. Liczy się jedynie, że ktoś spisał to, co
    miał do powiedzenia. Księga Azriela została podyktowana Jonatanowi.
    W istocie wiedział, kim jestem. Znał wszystkie moje prace i przed pojawieniem się u
    mnie zadał sobie trud ich mozolnego przeczytania. Znał moją akademicką pozycję i coś w
    moim stylu i poglądach zdołało go ująć. Być może miłe wydało mu się to, iż osiągnąłem
    szacowny wiek sześćdziesięciu pięciu lat i nadal piszę i pracuję dniami i nocami niczym
    młodzik, daleki od myśli o odejściu na emeryturę, choć czasem muszę uciec z uczelni, w
    której wykładam.
    A więc to nie przypadek kazał mu się wspinać na strome zbocza porośniętych lasami
    gór, w śniegu, pieszo, ze zwiniętą gazetą jako jedynym bagażem. Jego wysoką sylwetkę
    otulała gruba opończa czarnych kędzierzawych włosów, sięgających mu daleko za ramiona -
    prawdziwie zacny przyodziewek, chroniący głowę i kark - a także jeden z tych
    dwurzędowych i powiewających zimowych płaszczy, które jedynie ludzie słusznego wzrostu i
    romantycznego serca potrafią nosić z pewnością siebie lub czarującą nonszalancją.
    Przy blasku ognia wydał mi się zrazu szlachetnym młodzieńcem, o wielkich czarnych
    oczach i grubych wyraźnych brwiach, nosie krótkim i szerokim i wydatnych wargach
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl