-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANDRE NORTON
MERCEDES LACKEY
Elfia Krew
Księga Druga Kronik Półelfów(Tłumacz: BOŻENA JÓŹWIAK)
SCAN-dal
ROZDZIAŁ 1
Sheyrena czuła się coraz bardziej znużona paplaniną pełną zachwytów, której słuchała już od godziny. Zazwyczaj nie drażniły jej ludzkie głosy, brzmiące w uszach elfów chropawo i hałaśliwie, ale dzisiaj było inaczej.
- O pani, nigdy jeszcze nie stworzono tak pięknej sukni, daję słowo! - Bezimienna niewolnica z dworu jej matki kręciła z podziwem głową nad lśniącymi fałdami sukni Sheyreny.
Zapewne mówiła to szczerze, zgodnie ze swoim gustem. Był to bowiem ciężki jedwab damasceński w kolorze pawiego błękitu, przetykany perłowo opalizującymi nitkami. Kolor ten przewyższał swą intensywnością wszystko, co udało się stworzyć w przyrodzie.
“A jednocześnie trudno sobie wyobrazić kolor bardziej dla mnie fatalny” - pomyślała. Rzecz jasna, zupełnie ją przyćmi. Będzie wyglądała jak duch w kostiumie skradzionym żywej istocie.
- Naprawdę! - rozpływała się druga. - Zawrócisz w głowie każdemu lordowi, który cię ujrzy, o pani!
“Tylko wówczas, jeśli podobają mu się panienki przypominające nieboszczyka wystrojonego na swój pogrzeb” - odparowała w myśli. Nawet tona starannego makijażu nie nada jej kolorytu, który pasowałby do tej sukni. Była odpowiednia dla ludzkiej konkubiny o żywej urodzie, a nie dla elfiej panny, na dodatek bladej nawet w rozumieniu własnej rasy. To właśnie było typowe dla jej ojca - wybrać coś, co pozwoli popisać się nie nią, lecz mocą, jego mocą, dzięki której wyczarował coś takiego.
Sheyrena an Treves zamknęła uszy na paplaninę swych ludzkich niewolnic i snuła marzenia o znalezieniu się gdziekolwiek, byle nie tu. Pozbawione okien, jasnoniebieskie marmurowe ściany jej garderoby zawsze wydawały jej się zbyt ciasne; teraz, kiedy tłoczyło się tu nie tylko sześć jej własnych niewolnic, lecz jeszcze dodatkowe cztery ze świty matki, miała wrażenie, że nie starczy dla wszystkich powietrza. Zbyt gorąco i za dużo perfum; mgliście marzyła o ucieczce od tego wszystkiego.
“Gdybyż tylko mogła znaleźć się na dworze! Siedzieć na łące, którą odkrył Lorryn, obserwować motyle lub galopować wzdłuż murów z piaskowca otaczających posiadłość” - myślała tęsknie. Na dłuższą chwilę pogrążyła się w marzeniach o ucieczce, bujając myślami z dala od tego pokoju i wszystkiego, co mieścił, widząc się w wyobraźni, jak pędzi na rączym wałachu Lorryna w szaleńczym wyścigu, podczas gdy wiatr chłodzi jej twarz, a Lorryn wyprzedza ją tylko o parę kroków...
“Lorrynie, przybądź i wybaw mnie od tego wszystkiego! Ach, to tylko głupie mrzonki, nie jesteś w stanie nawet siebie wyzwolić z okowów obyczaju”.
Dwie z jej własnych pokojówek - wyrzucone z haremu jej ojca, rudowłose bliźniaczki, których imion nigdy nie potrafiła dobrze zapamiętać - powiedziały coś bezpośrednio do niej i czekały na odpowiedź. Pokiwała lekko głową i otrząsnęła się ze swych myśli.
- Pani, już pora włożyć haleczkę - powtórzyła cicho dziewczyna z prawej strony, nie zmieniając wyrazu twarzy. Sheyrena wstała i pozwoliła im przynieść halkę. Wszystkie niewolnice już się przyzwyczaiły do tego, że często pogrąża się w myślach. Być może denerwowało je to, lecz były zbyt dobrze wyszkolone, by to okazać. Żaden niewolnik na dworze lorda Vlayna Tylara Trevesa nie pozwoliłby sobie na taką niesubordynację, jak okazanie zniecierpliwienia wobec któregoś ze swych elfich panów. Na twarzach pokojówek Sheyreny malował się zawsze jednakowy wyraz bezmyślnego zadowolenia, jaki odnaleźć można na twarzy z oficjalnego portretu. Tego życzył sobie jej ojciec, lecz Sheyrenę zawsze to peszyło - nigdy nie wiedziała, o czym one myślą.
“Gdybym wiedziała jakie myśli przebiegają im przez głowy, miałabym przynajmniej pojęcie, co o nich sądzić - mówiła sobie w duchu. - Choć, zapewne nie byłoby to nic o mnie pochlebnego. Obawiam się, że niewiele mam cech, które mogą się podobać”.
Posłuszna ich wskazówkom, obróciła się teraz ku czterem niewolnicom niosącym halkę tak ostrożnie, jakby to była święta relikwia, i uniosła ręce. Jedwab ześliznął się delikatnie po ciele omotując przez chwilę głowę, gdy trzy pokojówki przeciągały miękko falujące zwoje materiału koloru morskiej zieleni przez jej ramiona. Obciągnęły go starannie, a spódnica opadła wokół jej bosych stóp. Rękawy i stanik z głębokim dekoltem były skrojone tak, by ciasno przylegać do ciała, natomiast spódnica, mocno rozkloszowana na biodrach, spływała długim, ciągnącym się trenem, zgodnie z najnowszą modą.
“Tak więc wyglądam jak zielona figa ciśnięta na grzbiet fali - pomyślała zgryźliwie. - Bardzo atrakcyjny widok. Jak one mogą powstrzymać się od śmiechu? - To oczywiście był również wybór lorda Tylara, który musiał udowodnić, iż jego córce nieobce są najnowsze trendy w modzie. Mniejsza o to, że wygląda w tym śmiesznie. Choć z drugiej strony, czy ona naprawdę ma ochotę wyglądać atrakcyjnie?”
“Nie. Wcale nie - uświadomiła sobie. - Nie chcę męża, nie chcę żadnych zmian; nawet jeśli moje obecne życie jest żałosne, to nie pragnę stać się własnością jakiegoś lorda podobnego do mego ojca. A ponieważ ojciec sam wybrał dla mnie to wszystko, nie będzie mógł mieć do mnie pretensji, że wyglądam idiotycznie”. Stwierdzenie to dawało ulgę. Jeśli Sheyrena nie odniesie dziś wieczorem sukcesu, ojciec na pewno będzie szukał winowajcy, więc musi się postarać, żeby nie dać mu żadnego pretekstu do obciążenia winą właśnie jej. Lord Tylar bardzo dobitnie wyjaśnił żonie i córce, że to szczególne przyjęcie ma ogromne znaczenie dla domu Treves. W momencie otrzymania zaproszenia na jego twarzy odmalował się wyraz takiego szczęścia, jak wtedy gdy dowiedział się, że cena ziarna na pożywienie dla niewolników wzrosła trzykrotnie z powodu rdzy zbożowej, która na szczęście nie dotknęła jego pól. Rodowód Tylara był wprawdzie dobry, lecz nie znakomity, a swoje bogactwo zawdzięczał wyłącznie sukcesom handlowym. Jego dziad był zwykłym rentierem i tylko roztropne zarządzanie wyniosło dom Trevesów aż tak wysoko. Tylar z pochodzenia nie należał do Wysokich Lordów Rady - został niedawno do niej mianowany i w normalnych warunkach nigdy nie otrzymałby zaproszenia na dwór rodu Hemalth, a już z pewnością nie na wydawane przez niego przyjęcie.
- Proszę się obrócić, o pani.
Zaproszenia nie wysłano przez teleson, lecz przez posłańca, i to w dodatku elfa, a nie ludzkiego niewolnika, co świadczyło, że status Tylara znacznie wzrósł od czasu katastrofalnego konfliktu ze Zgubą Elfów. Wypisane na cienkim arkuszu z czystego złota, mogło powstać tylko dzięki magii, było więc ono aluzyjnym i subtelnym pokazem mocy i zdolności jego twórcy.
V'kass Ardeyn el-Lord Fortren Lord Hernalth.
W imieniu własnym i swego opiekuna V'sheyl Edresa Lorda Fortren ma zaszczyt zaprosić dom Treves na przyjęcie wydane z okazji objęcia ziem i pozycji władcy domu Hemalth. Doproszą się też łaskawie o przedstawienie na tej uroczystości córki domu Treves.
Nie było potrzeby wspominać daty ani godziny przyjęcia; nawet najuboższy i najmniej znaczący rentier z posiadłości lorda Tylara znał termin tego przyjęcia, tak samo jak wiedział, dlaczego spadkobierca domu Fortren odziedziczył dom Hemalth - mimo zaciętego sprzeciwu brata lorda Dyrana.
- Proszę unieść odrobinę ręce, o pani.
Dziwne, że nadano mu imię Treves, pomyślała. Podczas posiedzenia Rady doszło do ostrej wymiany zdań między lordem Trevesem a lordem Edresem, po której Treves oddalił się w gniewie. Miała nadzieję, iż taki nieprzyjemny zbieg okoliczności sprawi, że lord Ardeyn spojrzy na nią mniej łaskawym okiem. Nie było bowiem wątpliwości, że prośba o jej przedstawienie oznacza, iż lord Ardeyn nie tylko pragnie uczcić objęcie dziedzictwa, lecz również szuka odpowiedniej żony.
- Proszę się nieco obrócić, o pani. Minął już niemal rok od czasu, gdy lord Dyran oraz jego syn i dziedzic ponieśli śmierć, a kwestia dziedzictwa stała się przedmiotem sporu. Ostatecznie Rada - a w jej składzie również lord Tylar - zadecydowała, że majątek i tytuł może odziedziczyć tylko najstarszy żyjący syn, chyba że żaden z synów nie żył. Po znalezieniu dwóch ciał przypuszczano, że następca Dyrana, Valyn, zginął wraz z ojcem, a ponieważ nie było dowodów świadczących o czymś przeciwnym, żyjący bliźniak Valyna, zdrowy na ciele i umyśle, został spadkobiercą domu swego dziadka.
W ten sposób młody Ardeyn stał się podwójnym dziedzicem i podwójnie pożądanym kandydatem do małżeństwa. Nie miał tu znaczenia fakt, że dostojny Edres był jeszcze w pełni sił i w ciągu najbliższych kilku stuleci na pewno nie zamierzał uczynić swego wnuka podwójnym władcą; Ardeyn już w tej chwili miał wszystkie znaczniejsze posiadłości Dyrana w swoim władaniu. Dzięki temu zrównał się znaczeniem i pozycją społeczną ze swym dziadkiem. Najwyraźniej dostrzegł poparcie Tylara dla swych roszczeń i teraz zamierzał je nagrodzić, chociaż prawdopodobieństwo, by nagrodą miał być ślub z Sheyreną było znikome. Pozycja lorda Ardeyna była zbyt wysoka, a Tylar, choć ceniony, nadal był parweniuszem.
- Proszę opuścić rękę, dostojna pani.
Zapewne każda nie zaręczona panna z odpowiednio wysokiej sfery otrzymała zaproszenie, by zaprezentować się z jak najlepszej strony Ardeynowi, a raczej jego dziadkowi. Sheyrena nie miała złudzeń co do tego, kto będzie wybierał narzeczoną dla Ardeyna. Tylko szczęśliwcy nie posiadający rodziców ani opiekunów mogli sami dokonywać wyboru małżonka. Jeśli młody władca będzie miał szczęście, to dziadek być może spyta go o zdanie. Prawdopodobnie jednak wpływ Edresa na Ardeyna jest tak wielki, że ten potulnie zgodziłby się nawet na małżeństwo z mieszańcem, gdyby takie było życzenie dziadka.
“Dokładnie tak samo jak ja zgodziłabym się na ślub z mieszańcem, jeśli tego życzyłby sobie mój ojciec. Nie miałoby tu żadnego znaczenia, co ja czuję, gdyż z moich uczuć nic nie wynika” - rozmyślała zrezygnowana, gdy służące sznurowały stanik halki tak ciasno, jakby chciały z niego zrobić drugą, jedwabną skórę. Nie wpłynęło to jednak na uwypuklenie jej nieco skromnych wdzięków, skutek był raczej odwrotny.
W zaproszeniu nie wspomniano o innych pannach, które miały być zaprezentowane na przyjęciu; nie było takiej potrzeby. W każdej kobiecej komnacie w kraju mówiono o tym, że lord Ardeyn szuka żony i korzystnego związku - niekoniecznie w tej kolejności. Na dzisiejszym przyjęciu znajdą się dziesiątki niezamężnych i nie zaręczonych elfich kobiet - od dziewczynek bawiących się jeszcze lalkami do wdów posiadających własną moc magiczną i majątek. Istniał jednak tylko jeden lord Ardeyn, było więc oczywiste, że wielu innych nieżonatych elfich władców oraz ich rodziców pojawi się również na tym bankiecie w poszukiwaniu przyszłej żony. Rzadko zdarzała się dostatecznie ważna okazja, by wszystkie domy mogły odłożyć na bok swe niezliczone konflikty i przez jedną krótką noc udawać życzliwość. Rezultatem tego przyjęcia będą nowe sojusze, część starych konfliktów zostanie rozwiązana ...natomiast nowe mogą wybuchnąć.
- ...tren, dostojna pani, proszę unieść stopę.
Służące poprosiły ją gestem, żeby zrobiła pełny obrót; jedwabne fałdy spódnicy zawirowały wokół niej i opadły z cichym szelestem. Niewolnice uniosły teraz wierzchnią suknię, a kiedy przeciągały ją przez głowę, Sheyrena znów stała spokojnie, czując się jak ogromna lalka, którą ubierają. Ciężki jedwab szaty spłynął wzdłuż ciała, dokładając swój ciężar do niewidocznego brzemienia jej nieszczęść.
“A więc mam być oprowadzana jak jedna z nagrodzonych klaczy ojca, aby wszyscy wolni panowie mogli obejrzeć sobie mój chód i zęby. Podobnie jak Lorryn jest pokazywany ojcom wszystkich panien z naszej sfery. Wola ojca jest najwyższym prawem”. Była zbyt dobrze wyćwiczona, by okazać swój wstręt, lecz zgryzota tkwiła wewnątrz niej niby bryła lodu, niwecząc radość i ściskając gardło aż do bólu. Przymknęła na moment płonące oczy, starając się odzyskać spokój i panowanie nad sobą, podczas gdy zaaferowane służące zajmowały się sznurówkami u boku sukni.
Było jej trudno, niezwykle trudno utrzymać ten dobrze wyuczony spokój, szczególnie w obliczu ciężkiej próby, która się zbliżała. Nigdy nie czuła się swobodnie w towarzystwie obcych. Podczas tych kilku spotkań, kiedy była wzywana przez ojca, który chciał ją zaprezentować - prawdopodobnie z myślą o ewentualnym małżeństwie - miała ochotę zanurkować pod dywan i tam się ukryć. Teraz czekało ją zasznurowanie w tym narzędziu tortur, udającym suknię, i spędzenie całego wieczoru na pokazywaniu się dziesiątkom, a nawet setkom nieznajomych; wszystko to sprawiło, że poczuła się fizycznie chora.
- ...a ta sznurówka musi być ciaśniej ściągnięta; proszę, o pani, staraj się nie oddychać tak głęboko...
Matka od tygodni usiłowała ją przekonać, że przyjęcie to, będzie dla niej wyjątkową okazją. Daje ono szansę, prawdopodobnie jedną jedyną, by zawrzeć małżeństwo, które zadowoli zarówno ojca, jak i ją. Była to rzadka możliwość, by poznać jakiegoś lorda szukającego żony, zanim jeden z nich zostanie jej narzucony. Może uda jej się tam znaleźć jakiegoś młodego elfiego władcę, który się jej spodoba; kogoś, kto pozwoli jej na kontynuowanie wycieczek, zamiast więzienia jej w ścianach kobiecych komnat, co wielu elfich panów uważało za właściwe.
Matka używała tego i wielu innych przekonujących, jej zdaniem, argumentów. Twierdziła, że doskonale rozumie przepełniające Sheyrenę uczucie niepewności, jej buntownicze myśli oraz niechęć do zawierania jakiegokolwiek małżeństwa. A co matka może o tym wiedzieć? Viridina an Treves nigdy w życiu nie pozwoliła sobie na żadną niewłaściwą myśl. Zawsze była doskonałą, posłuszną damą, zgodliwą i miłą, pragnącą stać się dokładnie taką, jak życzyli sobie tego jej ojciec i jej małżonek. Jak ktoś taki mógłby zrozumieć niespokojne myśli przebiegające ostatnio przez głowę córki?
- Proszę przytrzymać tu ręką, o pani.
W tej chwili Sheyrena oddałaby wszystko co ma, żeby złapać jakąś chorobę, tak jak to robią ludzie, chcąc mieć wymówkę do pozostania w domu. Lecz mimo zewnętrznej delikatności, elfie kobiety były równie odporne na takie dolegliwości, jak mężczyźni ich gatunku.
Było już za późno na udawanie, że cierpi na straszne bóle głowy, podobnie jak Lorryn. Dla wszystkich byłoby oczywiste, że taki nagły atak jest zwykłym wybiegiem.
Obróciła się do pokojówek, unosząc i opuszczając ręce, podczas gdy one męczyły się z bocznymi sznurówkami. Następnie na spodnie, przylegające do ciała rękawy naciągały długie, ciągnące się po podłodze rękawy wierzchniej szaty i przymocowywały je do ramion sukni złotymi sznureczkami.
“Ciekawe, czy wyglądam równie sztywno, jak się czuję?” - zainteresowała się.
Rozdzierały ją w tej chwili dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony upokarzał ją fakt, że ojciec zaprojektował dla niej strój najgorszy z możliwych i będzie się w nim prezentowała strasznie przed tłumem obcych, lecz z drugiej strony taki okropny wygląd mógł sprawić, że nikt się nią nie zainteresuje.
“Lepiej wyglądać jak chory patyk niż skończyć jako...”
Skończyć jako - kto? Narzeczona kogoś podobnego do jej ojca?
“Matka powiedziałaby, że nie jest to znowu taka zła perspektywa” - przemknęła jej przez głowę przepełniona urazą myśl. - No tak, ale matki moje szczęście nie obchodzi ani w połowie tak jak szczęście Lorryna. Ciekawe, czy gdyby on był dziś wieczorem na moim miejscu, też by się tak spieszyła, żeby przehandlować go za narzeczoną?”
- Gdybyś mogła, o pani, przez chwilę się nie poruszać...
Lecz ona to nie Viridina. Matka pogodziła się ze swą ograniczoną rolą w życiu. Sheyrena miała okazję w ciągu zeszłego roku rzucić okiem na szerszy świat i nie chciała z niego rezygnować.
Pod wieloma względami łatwiej być nie zauważaną córką lorda Tylara niż jego żoną. Życie Viridiny krępowało tyle przepisów i obyczajów, że niemal bała się oddychać, by któregoś nie złamać. Fakt, że większość z nich wywodziła się z czasów bardziej niebezpiecznych, kiedy życie kobiet było nieustannie zagrożone, nic nie znaczył dla jej pana i władcy - obyczaj to obyczaj i musi być przestrzegany co do joty. Sheyrena do niedawna niewiele, albo zgoła wcale nie liczyła się w domu; ważny był tylko jej starszy brat Lorryn, spadkobierca i mężczyzna. W warstwie społecznej, do której należał Tylar, było więcej niezamężnych kobiet niż wolnych mężczyzn; ojciec był zbyt dumny, by wydać ją za jakieś paniątko stojące niżej od nich, a wyżej nie ośmielał się spoglądać. Później był zajęty, podobnie jak inni panowie z Rady, pogłoskami, a w końcu rzeczywistym pojawieniem się Zguby Elfów.
- Proszę zrobić krok w prawo, o pani.
Następnie rozpoczęła się druga wojna czarodziejów, pochłaniając całkowicie jego uwagę. Tak więc Sheyrena pozostawała niezauważona, przynajmniej dopóty, dopóki odpowiednio się zachowywała, okazywała posłuszeństwo i szkoliła się jak trzeba.
Doszła do wniosku, że tak naprawdę najbardziej lubi przebywać w swoim własnym towarzystwie lub swego brata. Nie czyniła żadnych wysiłków, by znaleźć przyjaciół, gdyż nie dostrzegała nic ciekawego w sprawach, którymi zajmowali się jej rówieśnicy. Uczestnicząc w kilku zabawach, szybko stwierdziła, że należy do tych osób, które zaszywają się w kącie i pozostają tam przez cały czas, skrępowane i samotne, marząc o tym, by mogły już pójść do domu.
- ...a ta fałda powinna układać się inaczej...
Nie znosiła tracić panowania nad sobą pod wpływem alkoholu, nie potrafiła pojąć, co tak fascynującego jest w plotkach, nie była na tyle ładna, by przyciągnąć męską uwagę - chcianą czy niechcianą. Gry, które innym wydawały się zajmujące, w niej budziły tylko zdziwienie, że coś tak naiwnego może kogoś interesować. Ogólnie rzecz biorąc, wolała wymknąć się do ogrodu, by tam czytać i snuć swoje dziwne rozmyślania.
Te osobliwe myśli pojawiły się już tego dnia, kiedy po raz pierwszy uczyła się rzeźbienia kwiatów, i odtąd coraz częściej nawiedzały ją w ciągu minionego roku.
- Sądzę, że tu zszyjemy, o pani!
Zaczęło się to od jej oburzenia na te, zdawałoby się, błahe lekcje, które ojciec nakazał jej rozpocząć. “Lorryn uczy się rozbijać swą mocą skały, a ja tylko rzeźbienia kwiatów” - myślała z urazą.
Nie była w stanie się sprawdzić, czy jej magia jest równie silna jak Lorryna, gdyż żadna elfia panienka nie była uczona niczego innego prócz takich bezużytecznych umiejętności jak rzeźbienie kwiatów, czy tkanie wody. Słyszała kiedyś pogłoski o - doprawdy nielicznych - elfich kobietach, które władały mocą jak mężczyźni, ale nigdy żadnej nie poznała i nie przypuszczała, żeby któraś zechciała podzielić się z nią swoim sekretem. Przed rozpoczęciem nauki nawet nie przyszłoby jej do głowy, że posiada w swych dłoniach moc, o której nie mieli pojęcia lordowie elfów.
Dopiero podczas tych lekcji zdała sobie sprawę z czegoś dziwnego - podniecającego i trochę przerażającego.
Otóż nawiedziła ją nagle myśl, że te same zdolności, których używa do kształtowania kwiatów, mogą być wykorzystane w inny sposób, na przykład... - do zatrzymania serca. Bezużyteczne lekcje? Jeśli kiedykolwiek będzie potrzebowała mocy, to może się okazać, że ta nauka nie była aż tak bezużyteczna.
- Co to jest? Nitka? Należy ją obciąć.
Nie wspominała matce o swych przemyśleniach, zdając sobie sprawę, że Viridina byłaby przerażona. A poza tym nie wiedziała tak naprawdę, czy jej pomysł się sprawdzi, dopóki kilka dni później nie znalazła w ogrodzie ptaka, który w locie uderzył w szybę i złamał kark. Wiele się nie namyślając, położyła kres jego cierpieniom, zatrzymując mu serce.
Przerażona, pobiegła z powrotem do swego pokoju, uciekając przed tym, co zrobiła. Lecz skutki jej czynu pozostały - podobnie jak moc i pamięć tego, czego dokonała.
Od tej pory nie potrafiła już patrzeć na świat tak jak przedtem. Potajemnie przeprowadzała eksperymenty ze swą mocą, wypróbowując ją na wróblach i gołębiach, które gromadnie ściągały do ogrodu. Na początku dokonywała tylko niewielkich zmian w ich ubarwieniu czy długości skrzydeł. Z czasem stała się bardziej śmiała - w tej chwili jej ogród pełen był egzotycznych stworzeń o piórach szkarłatno-niebieskich czy złoto-zielonych, o ciągnących się po ziemi ogonach i jaskrawych grzebieniach, a wszystkie one jadły jej z ręki. Coś jej mówiło, że dokonywanie tych drobnych zmian za pomocą własnej mocy może być równie ważne - i równie niebezpieczne - jak ten rodzaj magii, którą władał Lorryn.
A jednak, mimo wszystko, obawiała się wyciągnąć dłoń po tę efemeryczną moc, która ją przyzywała. Żadna elfia kobieta nie ośmieliłaby się tego zrobić - zapewne w tym tkwiła przyczyna jej wahania. Być może ta przyzywająca ją moc była niczym więcej, jak iluzją siły. Choć co prawda potrafi zmieniać wróble w barwne ptaki, lecz jaki z tego pożytek? Co tym udowadnia?
- Czy mogłabyś, o pani, usunąć nogę z rękawa?
A jeśli ta moc jest rzeczywista? Jeśli odkryła coś, o czym nikt inny nie wie?
Te skrywane myśli ciążyły jej na duszy i sprawiały, że nie potrafiła już niczego przyjmować bezkrytycznie. Najtrudniejszy do zniesienia był sposób, w jaki ojciec traktował matkę i ją.
Ta właśnie suknia była przykładem, jak mało go one obchodziły i jak niewiele miał do nich zaufania w ważnych sprawach. Z tego, co Sheyrena wiedziała, ojciec tylko raz pojawił się w buduarze Viridiny w miłym nastroju, gdy chciał, by odgrywała idealną żonę przed jego wpływowymi przyjaciółmi. Natomiast w zaciszu domowym żadnej z nich nie udało się go kiedykolwiek naprawdę zadowolić. Bardziej odpowiadało mu towarzystwo ludzkich niewolnic w haremie i nieustannie porównywał Viridinę do swych najnowszych faworyt, zawsze na jej niekorzyść.
“Co prawda nie zazdroszczę im - pomyślała, patrząc kątem oka na jedną z rudowłosych. - Ojciec ma bardzo zmienne upodobania i żadnej konkubinie nie udaje się długo być faworytą”.
Kiedy traciły już jego łaski, Tylar znajdował złośliwą przyjemność w posyłaniu ich na służbę do żony lub córki w kobiecych komnatach. Sheyrena nie była w stanie odgadnąć, czy robi to, by dokuczyć matce zachowującej nadal piękny wygląd byłej kochanki, czy też by dręczyć byłą faworytę obecnością prawowitej żony, której nie można się pozbyć. Prawdopodobnie kierowały nim oba motywy.
Viridina przyjmowała to spokojnie i bez słowa komentarza; zresztą, wszystko, co przynosił jej los, przyjmowała z tą samą pogodną rezygnacją. Nie była też zazdrosna o haremowe piękności; praktycznie nie było żadnej różnicy między życiem w haremie a tym w kobiecych komnatach, poza jedną, że Viridiny nie można było usunąć. Nałożnice nie miały ani więcej, ani mniej swobody niż ich przyszła pani. Z cz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wzory-tatuazy.htw.pl