• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Andrzej Szostek

    MIC

     

    Pogadanki

    z

    etyki

     

     

    Od Wydawcy

    Wydawany w Częstochowie Tygodnik Katolicki "Niedziela" od lat gości na swoich

    łamach wybitne i ciekawe osobistości ze świata nauki, kultury, historii, a także

    znawców dyscyplin teologicznych, filozoficznych, prawnych i innych. Obok

    tekstów naszych publicystów zamieszczamy artykuły profesorów i prezentujących

    znaczące środowiska naukowe. Niejednokrotnie ich teksty, ze względu na

    charakter i objętość, są drukowane w odcinkach. Czytelnicy "Niedzieli" często

    zwracają się do Redakcji z prośbą o zebranie odcinków danego cyklu w postaci

    książkowej. Te propozycje uzasadniają tym, że nie zawsze udaje się zebrać

    wszystkie numery "Niedzieli" zawierające interesujący ich cykl.

    Ostatnio wiele osób wyraziło zainteresowanie wydaniem książkowym "Pogadanek z

    etyki", drukowanych w "Niedzieli" w roku szkolnym 1992/93. Autor "Pogadanek"

    - ks. prof. Andrzej Szostek - jest cenionym w środowisku naukowym nauczycielem

    akademickim, związanoym od wielu lat z Katedrą Etyki Wydziału Filozoficznego

    KUL-u. Jako uczeń Karola Wojtyły, wzorując się na swoim mistrzu w wyborze

    formy literackiej. Wielką zaletą książki ks. Andrzeja Szostka jest jasny styl

    i klarowność myśli.

    "Pogadanki z etyki" drukujemy przede wszystkim z myślą o polskiej młodzieży.

    Jak wiadomo, wychowuje się ona w cywilizacji obrazu, obcując przede wszystkim z

    telewizją. Nie jest więc przygotowana do dyskursywnego myślenia. Dlatego -

    sądzimy - przyda się młodemu człowiekowi w Polsce niewielki podręcznik,

    pomagający dokonywać oceny etycznej własnego postępowania.

    Wielka erudycja Autora, doskonałe przygotowanie dydaktyczne i łatwość

    popularyzacji rzeczy trudnych sprawiają, że niniejsza książka będzie dobrze

    służyła polskiemu Czytelnikowi w rozpoznawaniu i weryfikacji właściwych postaw

    moralnych zarówno w życiu osobistym, jak i społecznym.

    Redakcja "Niedzieli"

     

    POGADANKI Z ETYKI

     

    Decyzja Ministerstwa Edukacji Narodowej, by dzieci i młodzież, która nie

    uczęszcza na religię uczestniczyła w zajęciach z etyki, wywołała niemałe

    poruszenie, zwłaszcza wśród etyków i nauczycieli. Skąd wziąć program, rozsądny i

    rozpisany na poszczególne klasy? A gdyby nawet taki się znalazł, to skąd ludzi

    przygotowanych do jego realizacji?

    Mógłby ktoś rzec: to nie nasz kłopot, niech się nim zajmą ci, którzy nie chcą

    posyłać dzieci na religię. Otóż nie. Wprowadzenie etyki jako alternatywy

    religii może sugerować - choć zapewne nie taka była intencja projektodawców -

    ich wzajemną opozycję. Źle by było, gdyby w takim duchu prowadzono lekcje

    etyki i gdyby tak je traktowali katolicy. Religia, w każdym razie katolicka,

    jest przecież nie do pomyś-

    7

    Pogadanki z etyki

    lenia bez etyki. Ale i etyka, która nie bazuje na Objawieniu, nie musi być

    antyreligijna. Uważna i gruntowna refleksja nad dobrem i złem bynajmniej nie

    oddala nas od Boga, przeciwnie, właśnie do Niego prowadzi. Ten zaś, kto chce

    zrozumieć moralne przesłanie Ewangelii, powinien korzystać z tak zwanych

    naturalnych źródeł poznania, czyli ze swego rozumu i doświadczenia.

    Nie ma w Polsce nadmiaru popularnie napisanych podręczników etyki, a potrzeba

    ich jest wielka, zwłaszcza w świetle wspomnianej decyzji MEN. Może więc warto

    próbować coś w tej sprawie robić? W latach 1957-1958 ks. biskup Karol Wojtyła

    opublikował na łamach "Tygodnika Powszechnego" cykl artykułów pod wspólnym

    tytułem Elementarz etyczny1. W tym czasie była to inicjatywa niezmiernie

     

    pożyteczna, ze względów ideologicznych brakowało bowiem powszechnie dostępnych,

    niemarksistowskich ujęć etyki. Dziś sytuacja jest inna, ale potrzeba

    popularyzacji etyki nie mniejsza. Warto i dziś

    1 K. Wojtyła, Elementarz etyczny, Lublin 1983.

    8

    Pogadanki z etyki

    uczyć się z tamtego Elementarza kluczowych pojęć i problemów etyki, ale wierność

    pomysłowi jego Autora polega chyba przede wszystkim na próbie podejmowania

    podobnych inicjatyw, nawet gdyby okazały się one znacznie mniej udolne. Tak oto

    zrodził się pomysł publikowania na gościnnych łamach "Niedzieli" Pogadanek z

    etyki.

    Wiem: pogadanki się wygłasza (gada, a nie pisze). Ale nie znalazłem określenia,

    które by lepiej oddawało charakter proponowanego tu cyklu tekstów. Nie będą to

    typowe lekcje układające się w podręcznik etyki. Chciałbym jednak, by było to

    coś więcej, niż luźne eseje. Cykl pogadanek ma zwykle na celu przybliżenie i

    bodaj wstępne uporządkowanie poruszanej tematyki - i to właśnie będę usiłował

    czynić.

    Problemy moralne budzą bowiem zwykle silne emocje. W Polsce ostatnimi czasy

    stanowczo zbyt silne, czego mamy aż zbyt wiele przykładów w dyskusjach

    parlamentarnych i prasowych. Potrzeba raczej spokojnej i zdyscyplinowanej

    refleksji. pogłębienia wiedzy, a nie wzajem-

    9

    Pogadanki z etyki

    nych urazów. Cieszyłbym się, gdyby poniższe Pogadanki przyczyniły się do

    uspokojenia i pogłębienia naszej świadomości moralnej. Uprzedzam jednak:

    refleksja taka wymaga nieco trudu i cierpliwości. Choć będę się starał pisać

    językiem komunikatywnym, to jednak niektóre teksty trzeba będzie, być może,

    czytać uważnie i niespiesznie.

     

    I. MORALNOŚĆ - ETYKA - MĄDROŚĆ

    Czym jest etyka? Komu i na co jest potrzebna. Wypada od tych pytań nasze pogadanki zacząć, choć wcale niełatwo na nie wyczerpująco odpowiedzieć. Wiemy z grubsza, o czym traktuje etyka, nawet jeśli nie potrafilibyśmy podać jej precyzyjnej definicji. Domyślamy się więc, że będzie w niej mowa o tym co dobre, a co złe i dlaczego powinniśmy czynić, a czego unikać. Jak żyć. Spodziewamy się, że w niej takie pojęcia, jak: sumienie, normy moralne,

    cnoty i wady, pewnie także szczęście. Ale pojęć takich używają nie tylko zawodowi etycy, posługujemy się wszyscy i wszyscy żywimy jakieś poglądy na temat dobra i zła. Na czym więc polega szczególna rola i ranga etyków? Powiedzmy wyraźniej: akurat w sprawach etyki jesteśmy bardziej powściągliwi w zawierzaniu autorytetowi specjalistów, niż w innych dziedzinach. Zrozumiałe, że nie wszyscy mogą się wszystkim zajmować, więc na ogół wierzymy np. archeologom lub astronomom, gdy ogłaszają swe nowe odkrycia, powstrzymujemy się zaś od wyrażania opinii tam, gdzie specjaliści się spierają - i nie trapi nas zbytnio fakt, że o tych spornych kwestiach nie potrafimy wyrobić sobie własnego

    zdania. Ale są to kwestie - jak powiadamy - teoretyczne, nie mające bezpośredniego związku z naszym życiem. Inaczej w sprawach moralnych, które mają charakter praktyczny, życiowo doniosły. Cóż byśmy powiedzieli, gdyby nam jakiś etyk obwieścił, że wedle najnowszych badań specjalistów nie obowiązuje nas już norma "nie zabijaj!"? Jakież to badania ekspertów mogą mnie wyręczyć w moim myśleniu na ten temat? Kto chce zmienić moje moralne przekonania, musi mnie przekonać, to znaczy: podać powody, dla których powinienem odrzucić poglądy, jakie dotąd uważałem za słuszne. Oto dlaczego Sokrates, zwany ojcem etyki, czynił problemy moralne przedmiotem rozmów, a nie wykładów, a swoją rolę przyrównywał do roli akuszerki. Jak ona bowiem pomaga matce urodzić dziecko, tak on pomagał swemu rozmówcy "urodzić" jego prawdziwą wiedzę na temat dobra i zła, wydobyć ją spod pokładów wiedzy pozornej, fałszywej. Zredagowane przez Platona dialogi sokratejskie pokazują, w jak wielkich bólach niekiedy ten poród się dokonywał...

    Akuszerka posługuje się w swym fachu stosownymi narzędziami. Czym posługuje się etyk? I tu Sokrates okazał się mistrzem. Jest bowiem nie tylko ojcem etyki, ale i ojcem logiki. Jest ojcem logiki z powodu etyki. Odpowiednimi pytaniami starał się najpierw sięgnąć do najbardziej podstawowej wiedzy rozmówcy o dobru i złu, a następnie pomagał mu wyprowadzać z niej nieuniknione konsekwencje. Do dziś etycy usiłują, z lepszym lub gorszym skutkiem, czynić to samo: odsłonić najbardziej podstawowe przeświadczenia na temat dobra i zła, a następnie tę wiedzę uporządkować i pogłębić. Inaczej mówiąc: starają się zrozumieć, co to znaczy "dobry" i "zły" i co znaczą inne typowe dla etyki terminy - oraz zbadać, czy i w jaki sposób można uzasadnić poszczególne poglądy moralne. Usiłują przy tym sięgnąć do uzasadnień możliwie najgłębszych, ostatecznych. Będziemy więc i my próbowali czynić to samo. Proszę o cierpliwość, bo droga do poznania istoty dobra i zła moralnego nie jest ani krótka, ani łatwa. Możemy już teraz powiedzieć, że etyka jest teorią moralności, rozumianej właśnie jako dziedzina dobra i zła moralnego - ale ta odpowiedź niewiele nam jeszcze mówi.

    Zanim jednak spróbujemy sens moralności i etyki przybliżyć, słów parę o mądrości

    wzmiankowanej w tytule niniejszej Pogadanki. Sokrates uchodzi nie tylko za ojca etyki i logiki. Był uważany także, a nawet przede wszystkim, za mędrca, którego należało nie tylko słuchać, ale i naśladować. Choć zasłużył sobie na uznanie swymi rozmowami i całym stylem życia, to jednak autorytet Sokratesa wzrósł niepomiernie dopiero po jego śmierci. Być może,

    wrócimy jeszcze do tego wydarzenia, już teraz jednak przypomnijmy, że Sokrates wzbudził zdumienie i podziw tym, że z racji moralnych przyjął wydany na siebie wyrok śmierci, choć mógł go uniknąć.

    To bardzo znamienne: autorytetem w sprawach moralnych jest dla nas nie ten, kto wiele mówi o dobru i złu, ale ten, kto usiłuje dobro czynić, kto życiem swym poświadcza, że rozumie dziedzinę dobra i zła. I słusznie: dopiero "z wnętrza", z dobrego życia (a przynajmniej usiłowania dobrego życia) rozumieć można trafniej i głębiej jego istotę. Dlatego szukamy autorytetów moralnych raczej wśród bohaterów i świętych (Sokrates nie jest przecież jedynym takim przykładem), niż wśród uczonych.

    Co to dla etyka znaczy? Najpierw to, że każdy - profesjonalista czy amator - kto mówi o dobru i złu, a nie usiłuje być dobrym, mówi jak ślepy o kolorach. Jeśli jeszcze innych poucza- staje się ślepym przewodnikiem tych których sam uważa.za ślepych. Ale poza tym znaczy to, żetrzeba odróżnić - choć nie oddzielać!

    etykę jako wiedzę o moralności od mądrości życiowej. Wiedza ma charakter teoretyczny, choć dotyczy praktycznego i i wyrasta z praktyki, a więc z mądrości. Mądrość zaś płynie z własnego doświadczenia, choć może i powinna być ubogacana doświadczeniem innych, porządkowanym właśnie w ramach wiedzy. Tu będziemy usiłowali "uprawiać" wiedzę o moralności. Praca nasza będzie jednak tylko o tyle pożyteczna, o ile będziemy mieć stale na uwadze ten ścisły związek pomiędzy etyką a mądrością.

     

    II. JAK ŻYĆ?

    Jak żyć? To jedno z pytań, które wymieniliśmy wśród tych, które w naturalny sposób kojarzą nam się z etyką. Istotnie: co by to była za etyka, która nie próbowałaby tak fundamentalnej kwestii podjąć. Ale uwaga: proszę nie oczekiwać natychmiastowej odpowiedzi na to krótkie pytanie. Pod pewnym względem cały cykl naszych pogadanek ma nas do odpowiedzi na nie przybliżyć, dlatego właśnie stawiam je już teraz, na początku. Już samo postawienie pytania: "Jak żyć?" wiele mówi o tym, jak trzeba szukać odpowiedzi na nie. Na razie proponuję więc

    tylko uważnie postawić to pytanie i wydobyć z niego niektóre ważne dla etyki elementy.

    No więc: jak żyć? Człowiek żyje przecież tylko raz. I wcale nie jest powiedziane, że musi swe jedyne życie wygrać. Owszem, są tacy, którzy robią karierę, cieszą się popularnością, bogactwem lub władzą; inni zazdroszczą im udanego życia. Są jednak i tacy, którym żadne z

    tych innych społecznie cenionych dóbr nie przypadło w udziale, którzy uważają, że przegrali życie, niekiedy usiłują nawet popełnić samobójstwo. Ale samobójstwo popełniają także bogaci, popularni i potężni, a z kolei szczęśliwych można znaleźć wśród biednych i pozbawionych społecznego. Szczęście bywa różnie pojmowane tak przez filozofów, jak i przez zwykłych śmiertelników. Nie będziemy się tu wdawać w te rozważania; zainteresowanych odsyłam do znanej książki W. Tatarkiewicza O szczęściu2. Jedno jest pewne: odpowiedź na pytanie "jak żyć?" zależy od tego, jak się rozumie człowieka,

    upatruje się jego prawdziwą wartość. Z pewnością inaczej ją pojmują ci, którzy marzą o bogactwie, inaczej którzy - choć mogliby być bogaci wybierają ubóstwo (a są tacy!)

    Problem

    2 W. Tatarkiewicz, O szczęściu, Warszawa 1979

     

    "kim jest człowiek?" przestaje być czysto akademicką kwestią, gdy sobie uświadomimy, że od jego rozstrzygnięcia zależy wybór mojego, raz tylko danego mi życia.

    Niekiedy poprzestajemy na dążeniu do tego, co sprawia nam przyjemność, co daje

    poczucie szczęścia - i z tym poczuciem skłonni jesteśmy utożsamić samo szczęście, z nim zaś z kolei wartość naszego człowieczeństwa. Bądźmy ostrożni. Nie każde poczucie zadowolenia jest dostatecznie głębokie i trwałe, by nas satysfakcjonowało. Nie zazdrościmy chyba udanego życia pijakowi umierającemu w błogim nastroju wywołanym upojeniem. J. S. Mill, jeden z twórców nowożytnego utylitaryzmu powiedział: "Lepiej być niezadowolonym człowiekiem, niż zadowoloną świnią; lepiej być niezadowolonym Sokratesem, niż zadowolonym głupcem"3. Dodajmy: lepiej zastanowić się zawczasu nad tym, co obiektywnie odpowiada nam jako ludzkim istotom, niż przyznać po niewczasie, że zmarnowało się życie na

    3. J. S. Mill, Utylitaryzm. O wolności, Warszawa 1959, s. 18.

     

    bezmyślnym bieganiu za świecidełkami.

    Powiedziałem, że trzeba dokonać wyboru - to znaczy, że osiągnięcie mojej

    wielkości i szczęścia w istotnej mierze zależy ode mnie, a nie jest tylko sprawą

    bardziej lub mniej pomyślnego losu. Pytam: "jak żyć?", ponieważ jestem nie tylko biernym świadkiem własnego życia, udanego lub nieudanego. Pytam tak - i przeżywam to pytanie jako dramatycznie ważne - ponieważ czuję się tego powodzenia lub niepowodzenia sprawcą. Bez mego udziału, bez mojej decyzji nikt i nic nie jest w stanie mego życia uczynić sensownym lub bezsensownym, choć owszem, warunki zewnętrzne zazwyczaj wpływają na rozumienie tego sensu. A przy tym - i to także wyraźnie pokazuje nasze pytanie - sens ów stoi niejako przede mną, wiąże się z celem do którego dążę i od którego osiągnięcia uzależniam

    koniec końców powodzenie lub niepowodzenie całego swego życia. Celu tego - zwłaszcza ostatecznego celu życia człowieka - nie wystarczy teoretycznie poznać, trzeba do niego dążyć.

    Tak oto stopniowo odsłaniamy zawartość pytania: "jak żyć?". Zapraszam Czytelników do zastanawiania się na własną rękę nad tym, co jeszcze ono w sobie kryje. Ja chciałbym na koniec zwrócić uwagę na jeden już tylko, ale nader istotny jego element. Otóż pytanie to zadaje sobie ten, kto świadom jest wartości swego życia, czy też prościej: własnej wartości, którą chciałby uchronić od zniszczenia, zachować i rozwinąć. Chciałby - i powinien. To bardzo ważne. Na ogół spontanicznie pragniemy swego dobra, dążymy do szczęścia. Ale to naturalne pragnienie nie stanowi wystarczającego uzasadnienia moralnej powinności odpowiadającego mu działania. Bywa przecież, że człowiek wskutek rozpaczy czy zniechęcenia podejmuje działania na własną szkodę. Dlaczego próbujemy powstrzymać go od

    takich czynów, uważamy to nawet za swój obowiązek? Ponieważ przekonani jesteśmy,

    że jest on - jak każdy człowiek - wart tego, by żył. Owszem, "bycie pełnym człowiekiem" pociąga nas, skłania do tego, by swe życie chronić i rozwijać. Skłania do działania dla dobra innych ludzi, tym bardziej skłania - i powinna skłaniać - do ochrony i rozwoju siebie samego. Ale właśnie: nie dlatego człowiek jest cenny, że chciałby żyć i rozwijać się w swoim człowieczeństwie. Odwrotnie: chcemy żyć i szukamy dróg naszego człowieczego dojrzewania, ponieważ czujemy intuicyjnie (nawet, jeśli nie potrafimy tego dobrze opisać i uzasadnić), że zmarnowanie życia jest wielką szkodą. A to jest tylko inny sposób powiedzenia, że człowiek sam w sobie jest wartościowy i niejako domaga się, by go traktować na miarę tej wartości (godności), którą w sobie nosi. Pytając "jak żyć?" pytam więc w gruncie rzeczy "jak należy żyć?", by nie zmarnować tej wartości, jaką sam stanowię i

    jaka mnie samemu jest szczególnie "zadana".Nie tak mało mówi nam więc samo postawienie pytania "jak żyć?", a do odpowiedzi na nie jest nam jeszcze daleko. Zastanowimy się obecnie, na czym polega moralne znaczenie tego i innych podobnych pytań.

     

    III. CO TO ZNACZY: MORALNIE DOBRY?

    O dobru mówimy w różnych znaczeniach, ale - podobnie jak to było ze szczęściem -

    zrezygnujemy ze zbyt szczegółowych analiz. Niech nam na razie wystarczy, że dobro "pociąga" - swą dobrocią właśnie. Różne są rodzaje dóbr, w różny też sposób one "pociągają". Co najmniej od czasów Arystotelesa przyjęło się odróżniać trzy zasadnicze rodzaje dóbr: pożyteczne (bonum utile), przyjemne (bonum delectabile), godziwe (bonum honestum). Pierwsze dwa znaczenia są jasne. Dobro pożyteczne, to dobro-środek. Pożyteczne

    może być coś jedynie ze względu na coś innego. Obiad może być dobry, bo pożywny, czyli dlatego, że daje człowiekowi siły. Siły zużywa człowiek na inne cele, więc one są dlań dobrem użytecznym. To typowe dla dóbr użytecznych, że zwykle układają się w piętrową hierarchię: jedne są pożyteczne ze względu na inne, te z kolei służą osiągnięciu następnych. W końcu musi się jednak pojawić jakieś dobro-cel, a więc dobro nie mieszczące się

    w kategorii bonum utile. Inaczej całe nasze działanie byłoby pozbawione sensu. Dobro przyjemne ma już - a przynajmniej może mieć - charakter dobra-celu. Na koniec obiadu zamawiam deser i czynię to nie ze względów zdrowotnych, ale przyjemnościowych. Dobrem przyjemnym jest przy tym, ściśle biorąc, nie tyle przedmiot (deser), ile jego spożywanie. "Lubię lody" znaczy tyle, co "Lubię jeść lody". Zauważmy, że i w przypadku dobra użytecznego ocenie podlega nie tylko przedmiot, ale i działanie przynoszące pożytek. Dalej będziemy się przede wszystkim interesowali oceną działań (czynów) ludzkich, bo one są szczególnie ważne w etyce. Interesują nas one jednak nie tylko, ani nie głównie z powodu pożytku lub przyjemności, jakich człowiekowi przysparzają. Już wiemy, że kryterium

    ostatecznym oceny czynów nie może być pożytek, bo on odwołuje się do jakiegoś dobra-celu.

    Ale nie jest też tak, by jedynym celem dóbr użytecznych była przyjemność. Co więcej, mogę sensownie pytać o cel zażywania przyjemności i o jej wartość, a kryterium tej wartości nie musi być jakaś inna, wyższa przyjemność. Nawet nie powinna. Nie przypadkiem mówimy niekiedy o "godziwych przyjemnościach". Cóż to więc znaczy: "godziwy"?

    Godziwy to taki, który godzi się człowiekowi. Kiedy określam pewne czyny jako niegodziwe, to nie tylko daję wyraz dezaprobacie wobec nich, ale wskazuję też na rację tej dezaprobaty. Czyny niegodziwe to te, które są złe, ponieważ nie odpowiadają człowiekowi, jakoś mu szkodzą. Sfera godziwości to właśnie sfera ściśle moralna. Można jakieś działanie uznać za użyteczne lub sprawiające przyjemność - ale niegodziwe, trudno natomiast powiedzieć sensownie, że jakiś czyn moralnie dobry - ale niegodziwy. Moralnie dobry więc to taki, który jest dobry dla człowieka jako człowieka. Nie jest to definicja "ostateczna" moralnej dobroci, ale wyraża elementarne znaczenie jakie wiążemy z tym terminem. Trochę kłopotliwa to definicja, bo któż z nas tak naprawdę wie, kim jest człowiek i co jest dla niego dobre? Czasami wydaje się to oczywiste. Gdy dziecko wbiega pod nadjeżdżający samochód, a ja mogę zapobiec wypadkowi, to wiem, że to uczynić powinienem. Ale co powinienem powiedzieć śmiertelnie choremu przyjacielowi, który pyta mnie o stan swego zdrowia? Chronić go od pomnożenia już i tak zbyt wielkich cierpień - ale za cenę utrzymania go w świecie złudzeń, czy też powiedzieć mu prawdę i pomóc mu przygotować się na śmierć - ale za cenę spotęgowania jego bólu? Problem jest trudny, ale zauważmy, że w obu sytuacjach: tej oczywistej i tej nieoczywistej (do której jeszcze będziemy wracać) kryterium moralnej oceny czynu jest to samo: dobro człowieka. Wracając do poprzedniej pogadanki: mogę nie umieć odpowiedzieć sobie na pytanie "jak żyć?", ale rozumiem, że ma ono ściśle moralny charakter, skoro chodzi w nim o to, by znaleźć właściwy mi i ostateczny cel życia.

    Wiem jeszcze jedno: "brać pod uwagę" dobro człowieka znaczy tyle, co "chronić lub udzielać mu tych dóbr, których w danej sytuacji potrzebuje". Ratując dziecko chronię jego życie. Dobro dziecka nie jest tym samym, co wartość jego życia. Raczej życie dlatego jest dobre, że jest życiem człowieka. Także prawda jest dobrem, a cierpienie złem przez odniesienie do człowieka. Trzeba więc odróżnić dobro człowieka od dóbr dla człowieka, -? takich życie lub prawda. Odróżnić trzeba - ale oddzielać nie wolno. Działam bowiem na rzecz dobra człowieka właśnie przysparzając  mu lub chroniąc potrzebne mu w danej sytuacji szczegółowe dobra. Różnorakiej ocenie podlegają nie tylko działania ludzkie, podlegają im także sami ludzie. Ludzi, podobnie jak rzeczy i czyny, oceniamy z różnych punktów

    widzenia. Ale i tu: tylko ocena moralna dotyczy człowieka całościowo: człowieka

    jako człowieka. Inne oceny mają charakter bardziej lub mniej cząstkowy. Mogę

    więc powiedzieć, że ktoś jest dobrym lekarzem, ale marnym dyrektorem szpitala,

    albo dobrym studentem, ale złym kolegą. Nie mogę natomiast powiedzieć, że ktoś jest złym człowiekiem, ale jest moralnie dobry. Moralnie dobry, to właśnie dobry jako człowiek.

    Ciągle wracamy do kłopotliwej kwestii: co to znaczy "dobry jako człowiek"? Etyka nie może obejść się bez próby odpowiedzi na to pytanie, czyli bez antropologii. Czy to znaczy, że oceny moralnej dokonywać można jedynie na gruncie jakiejś uprzednio przyjętej filozofii? Na to pytanie spróbujemy sobie odpowiedzieć w kolejnej Pogadance.

     

    IV. ETYKA A FILOZOFIA

    Etyka uchodzi za dział filozofii. Kto studiuje filozofię, ten obok metafizyki, teorii poznania, historii filozofii i szeregu innych dyscyplin, styka się także z etyką. Ale czy etyka musi być dyscypliną filozoficzną? Czy i jak dalece prawidłowe rozeznanie w dziedzinie moralności zależy od ogólniejszych założeń filozoficznych? Czy etyka musi być "jakaś": tomistyczna, marksistowska, egzystencjalistyczna - czy też może być wolna od filozoficznych założeń,

    niezależna, etyka po prostu, "bezprzymiotnikowa"? Pytania te stały się szczególnie aktualne dziś, w związku z wprowadzeniem ich do szkół. Wprowadzić - dobrze, ale jaką etykę?

    Zmarły parę lat temu Profesor Tadeusz Kotarbiński, choć wybitny filozof, propagował uniezależnienie etyki nie tylko od religii i światopoglądu, ale także od filozofii4? Przecież rozstrzygać problemy moralne musimy wszyscy, niezależnie od tego, czy i jak dalece umiemy

    i lubimy filozofować. Problemy filozoficzne mają to do siebie, że łatwiej je postawić, niż rozwiązać. Filozofowie toczą swoje spory od stuleci i nic nie wróży rychłego ich zakończenia - a przecież poglądy moralne zarówno spierających się ze sobą w innych sprawach filozofów, jak i zwykłych śmiertelników, są częstokroć zadziwiająco zgodne. Wszyscy cenimy odwagę,

    a brzydzimy się tchórzostwem, chwalimy uczciwość, pracowitość i ofiarność a ganimy wady im przeciwne. Czy oceny takie nie stanowią - jak powiadał Kotarbiński - "oczywistości serca", które nie wymagają żadnego filozoficznego usprawiedliwienia? Owszem, filozof może je poddawać analizie, ale to wskazuje raczej na zależność filozofii od tych oczywistości, a nie odwrotnie.Tak właśnie je analizując, Kotarbiński usiłował wydobyć z tych pierwotnych

    ocen jeden spójny ideał etyczny,

    4 T. Kotarbiński, Zagadnienia etyki niezależnej, w: Pisma etyczne, Wrocław 1987, s. -? 140-13.

     

    który nazwał ideałem "spolegliwego opiekuna", czyli takiego, na którego pieczy zawsze można polegać.

    Sugestia interesująca, choć nie wolna od różnych "ale". Pierwsze wiąże się z tym, że obok sytuacji oczywistych napotykamy (częściej, niż byśmy chcieli) na nieoczywiste - i jeśli kiedy, to właśnie w takich sytuacjach oczekujemy wsparcia ze strony etyków. Tymczasem te właśnie nieoczywiste sytuacje wymagają - jak to już zauważyliśmy w poprzednich pogadankach - wnikliwszej wiedzy o człowieku: o tym, co dla niego jest naprawdę, a co tylko pozornie dobre. A jak uzyskać tę wiedzę bez postawienia generalnego problemu: kim koniec końców jest człowiek, jaki jest ostateczny cel jego życia? Nie trzeba dodawać, że te pytania "pociągną" za sobą następne, dotyczące całego świata i Boga, pytania typowo filozoficzne.

    Trudność ta ujawnia jeszcze jeden mankament propozycji Kotarbińskiego: nawet

    bowiem tak zwane oczywiste oceny moralne domagają się uzasadnienia - i w tym

    sensie nie są pierwotne. Człowiek jako rozumna istota (oto jedna z ważnych prawd o nim!) chce nie tylko wiedzieć, co powinien, ale także: dlaczego to właśnie powinien czynić. A gdy wierność moralnym nakazom wydaje się zbyt trudna, to skłonni jesteśmy jeszcze bardziej radykalnie pytać, czy w ogóle cokolwiek człowiek powinien, czy nie mógłby wyrwać się z "matni dobra i zła" i zacząć żyć naprawdę wolnym życiem. Znamy takie pytania, nie tylko z pism filozofów. A jeśli już ktoś chce mnie przekonać, że z tej "matni" wyjścia nie ma, to tym bardziej chcę wiedzieć dlaczego.

    Czy muszę kogokolwiek przekonywać, że są to pytania filozoficzne? Nie sposób ich pominąć. Nie każdy (na szczęście!) uprawia filozofię zawodowo, ale każdy prędzej czy później staje przed problemami filozoficznymi, na które go naprowadzają codziennie przeżywanedylematy moralne. Trudno się dziwić, że etykę traktuje się od wieków jako dyscyplinę filozoficzną.

    Ale oddajmy sprawiedliwość Kotarbińskiemu. Zastrzeżenia powyższe nie uchylają

    wagi jego spostrzeżenia, że w wielu kwestiach moralnych jesteśmy zgodni i - co ważniejsze - swych poglądów nie wyprowadzamy z żadnych filozoficznych lub światopoglądowych założeń. O czym to świadczy? Czy nie o tym, że wśród różnych odmian doświadczenia (czyli poznania bezpośredniego) wyróżnić można szczególne doświadczenie moralne, dzięki któremu wiem, co tu i teraz powinienem uczynić? To doświadczenie jest "kulturowo uwikłane", wiąże się z całym kompleksem czynników wpływających na moją osobowość - pozostaje jednak doświadczeniem, rodzajem poznania. Bardzo to złożony typ poznania. Wrócimy do tego tematu jeszcze nie raz, między innymi wtedy, gdy mowa będzie o różnicy pomiędzy wychowaniem a tresurą.

    Już teraz jednak trzeba wyraźnie powiedzieć: tak jak z jednej strony etyk nie może uniknąć problemów filozoficznych, tak z drugiej punktem wyjścia jego analiz jest nie filozofia, ale doświadczenie moralne, doświadczenie powinności moralnej konkretnego działania. Z tym doświadczeniem nie może się on rozminąć. Co więcej: nie może się z nim rozminąć także żaden filozof, który interesuje się człowiekiem.

    Doświadczenie moralne nie tylko bowiem odwołuje się do pełniejszej wiedzy antropologicznej, ale samo również niemało o człowieku mówi. Jak wiele - będziemy usiłowali stopniowo pokazywać.

     

    V. ETYKA A TEOLOGIA

    Powiedzieliśmy sobie ostatnio, że etyka musi pozostać dyscypliną filozoficzną, chociaż jej punktem wyjścia nie jest jakiś uprzednio obrany system filozoficzny, ale doświadczenie moralne: bezpośrednie (choć niewątpliwie swoiste i złożone) poznanie tego, co w danej chwili powinienem uczynić. Ale skoro tak, to po co Objawienie i wiara? Po co teologia, która usiłuje ująć w spójny system to, co światłem wiary dostrzegamy w Objawieniu? Czy chcąc oprzeć etykę na moralnym doświadczeniu, dostępnym każdemu człowiekowi, który (jak to się kiedyś mówiło) "doszedł do używania rozumu", nie wpadamy w pelagianizm, utrzymujący że człowiek jest zdolny osiągnąć zbawienie bez Bożej pomocy, bez Jego łaski?

    Pytania te są nader ważne, a zawarte w nich zarzuty poważne. Pelagianizm został przez Kościół potępiony; to przeciwko niemu powtarzamy wśród głównych prawd wiary: "Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna". Trudno nie uznać wielkiego znaczenia moralności objawionej w Jezusie Chrystusie: w Jego nauce i czynach, a zwłaszcza w tajemnicy Paschy. Niedościgłą głębię etyki zawartej w Ewangelii uznaje przecież nawet wielu niewierzących. Ale właśnie: skąd to uznanie dla Ewangelii u niewierzących? Skąd poruszenie, jakie wywoływały słowa Chrystusa u współczesnych Mu słuchaczy? Nie zapominajmy, że przesłanie ewangeliczne ma zasięg powszechny, odwołuje się więc do tej

    zdolności rozumienia spraw Bożych i ludzkich - w tym także spraw moralnych - którymi Stwórca obdarował ludzi wszystkich czasów i kultur. Bardzo znaczący jest w związku z tym kontekst przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (por. Łk 10, 25-37). Oto uczony w Prawie, wystawiając Mistrza na próbę, zapytał Go co ma czynić, by osiągnąć życie wieczne. Potem wprawdzie sam przyznał, że drogą do życia jest zachowanie przykazania miłości Boga i bliźniego, ale - "chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim?".

    Trudność uczonego w Prawie jest zrozumiała. "Bliźni", to tyle co "bliski". Bliskość jest jednak stopniowalna, najbliższa rodzina jest mi np. bliższa, niż kuzyni lub sąsiedzi. Zresztą nie wiadomo, o jaką bliskość chodzi: cielesną (więzy krwi) czy duchową, która też dopuszcza różne stopnie. Kto więc naprawdę jest moim bliźnim? Kogo mam miłować jak siebie samego? Jak od tego ideału przejść do życiowych realiów? A kwestia jest ważna, bo chodzi tu o przykazanie największe por. Mt 22, 35-40); takie, które pomoże właściwie rozumieć i stosować wszystkie inne moralne nakazy i zakazy.I oto rzecz znamienna: Pan Jezus nie odpowiada na wątpliwość swego rozmówcy jakimś cytatem z Prawa lub Proroków, który wskazywałby, że każdy potrzebujący jest bliźnim. Nie powołuje się też na własny autorytet Syna Bożego, aby wyłożyć autentyczną, Boską interpretację tego tak ważnego prawa. Co natomiast czyni? Opowiada przypowieść, by na koniec zapytać, kto zdaniem uczonego okazał się bliźnim leżącego przy drodze nieszczęśnika. Wiemy, co odpowiedział rozmówca Pana Jezusa, choć Mistrz nie ułatwiał mu zadania doborem bohaterów swej przypowieści; pobożny Żyd z pewnością wolałby pochwalić raczej kapłana lub lewitę, niż półpogańskiego Samarytanina.

    Do czego więc apeluje Chrystus w pytaniu, na które i my dziś nie moglibyśmy

    odpowiedzieć inaczej, niż uczony w Piśmie? Czy nie do tej podstawowej wiedzy na temat dobra i zła, którą Ewangelia zakłada, by w nawiązaniu do niej wykładać moralność objawioną? A do czego my się odwołujemy wtedy, gdy dyskutujemy na tematy moralne z niewierzącymi? Przecież nie możemy powoływać się na szczególny autorytet Ewangelii. I jeśli usiłujemy przekonać ich o szczególnej jej wartości, to znów możemy to czynić jedynie przez odwołanie się do tej moralnej świadomości, którą zarówno oni, jak i my dysponujemy poniekąd niezależnie od Ewangelii.Przypomnijmy też sobie wyrzuty, jakie Chrystus kierował do tych, którzy oburzali się na Niego, gdy uzdrawiał w szabat: "Kto z was, jeśli ma jedną owcę, i jeżeli mu ta w dół wpadnie w szabat, nie chwyci i nie wyciągnie jej? O ileż ważniejszy jest człowiek, niż owca" (Mt 12, 11-12). Mistrz odwołuje się do zdrowego

    rozsądku świadków cudu uzdrowienia chromego, którym kierują się w tylu życiowych sytuacjach. Podkreśla przy tym - i to dla nas jest szczególnie ważne - że rozsądek ów nie traci bynajmniej znaczenia tam, gdzie chodzi o nakazy religijne, takie jak nakaz respektowania szabatu. Chrystus niewątpliwie objawia prawdy, których nie jesteśmy w stanie pojąć bez Niego. Ale wiara potrzebna do przyjęcia Objawienia znajduje swe oparcie w naturalnej wrażliwości moralnej, bez której łatwo wypaczyć sens praw religijnych - tak właśnie, jak to czyniło wielu uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Stosunek wiary do naturalnego rozumu, to sprawa bardzo złożona i trudna. Także więc relacja pomiędzy naturalnym poznaniem dobra i zła a Objawieniem i teologiczną refleksją nad nim nie wyczerpuje się w tym, co tu powiedziano. Być może, uda się nam do tej sprawy jeszcze wrócić, jedno wszakże wydaje się pewne: chrześcijańskie Objawienie bynajmniej nie podważa możliwości zrozumienia

    moralności z pomocą naturalnego rozumu i doświadczenia. Raczej przeciwnie: zdolność tę potwierdza i na niej bazuje.

     

    VI. ETYKA A ETOLOGIA. DEFINICJA ETYKI

    Bodaj najważniejsze dzieło zmarłej w 1974 r. znakomitej uczonej prof. Marii Ossowskiej nosi tytuł Podstawy nauki o moralności5. Autorka zastrzega się jednak, że nie chce rozstrzygać, co jest moralnie dobre, a co złe i dlaczego. Interesuje ją tylko, co się w danym środowisku uważa za dobre i złe, i jak te opinie wpływają na działanie człowieka. Nie jest to więc etyka: ta bowiem, jak wspominaliśmy, zmierza do podania uzasadnionej odpowiedzi na pytanie, jak

    człowiek powinien żyć. W tym sensie etyka ma charakter normatywny. Natomiast nauka uprawiana przez Marię Ossowską jest dyscypliną

    M. Ossowska, Podstawy nauki o moralności, Warszawa 1966.

     

    czysto opisową: opisuje poglądy jednostek lub grup społecznych na temat dobra i zła moralnego oraz związane z nimi przeżycia i zachowania. Trudno do niej bez zastrzeżeń odnieść termin "nauka o moralności"; z wielu względów i etyka może bowiem być tak nazwana. Dlatego określa się czasem tę dyscyplinę wiedzy mianem etologii, choć i ten termin w nauce ma więcej, niż jedno znaczenie. Etologa interesuje więc np. poczucie winy: jego przyczyny, związek z innymi przeżyciami, wpływ na zachowanie człowieka itp. Ale etolog nie może powiedzieć, kiedy przeżycie winy jest uzasadnione, a kiedy nie. Gdy to czyni, wchodzi w kompetencje etyka. Podobnie: etolog może badać moralność rozumianą jako zespół poglądów i zachowań charakterystyczny dla jakiejś grupy społecznej, może

    ...

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl