• [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    MARLIESE AROLD
    GRAFFITI - ANGEL - DZIECKO
    ULICY
    Z niemieckiego przełożyła Eliza Modzelewska
    Tytuł oryginału ANGEL. DIE GESCHICHTE EINES STRASSENKIDS
    Hej Psycho,
    to ja, Clover. Słyszysz mnie, tam pod ziemią, czy gdziekolwiek teraz jesteś?
    Zawsze lubiłeś roztrząsać takie sprawy, chciałeś wiedzieć, czy po tamtej stronie jest
    raj...
    Sorry, że dawno mnie tu nie było. Ale wiesz, jak to jest - brak czasu.
    U twoich stóp ktoś zapalił czerwoną świeczkę. Na jakieś święto zmarłych czy coś
    takiego. Na całym cmentarzu wszędzie stoją takie ozdóbki. Ciekawe, czy ten znicz
    zafundował ci ktoś z rodziny.
    Po co ludzie robią takie rzeczy? Żeby pokazać, że pamiętają?
    Nikt z nas nigdy cię nie zapomni, Psycho. Na pewno nie Wilczyca. To był totalny
    szok, kiedy cię znaleźliśmy. A potem jeszcze ten pogrzeb - dla mnie horror. Źle znoszę takie
    imprezy. Boże, przecież miałeś dopiero szesnaście lat. To naprawdę za wcześnie, żeby tak po
    prostu zejść ze sceny!
    Angel twierdzi, że zrobiłeś to specjalnie. Inni mówią, że to był wypadek. Pewnie
    jesteś jedyną osobą, która wie, jak było naprawdę.
    Mógłbyś dać jakiś znak, chociaż malutki, że mnie słyszysz. Spraw, żeby jakiś listek
    spod moich stóp poszybował w górę, albo zdmuchnij tę świecę, czy coś takiego.
    Wilczyca znowu ruszyła gdzieś w świat. Od kilku dni jest w trasie. Dokąd pojechała,
    nie wiem. Powiedziała tylko, że chce się przenieść do jakiegoś innego miasta, nasze już się jej
    przejadło.
    Jest taki mróz, że chyba zaraz odmrożę sobie nogi. Koniecznie muszę zorganizować
    jakieś zimowe buty. Dzisiaj w nocy było koszmarnie zimno. Mam nadzieję, że to nie będzie
    zima z temperaturami minus dwadzieścia. Wolałbym, żeby taka nie była, naprawdę lepiej o
    tym nawet nie myśleć.
    Pankracy leży w szpitalu. Ma zakrzep. Głupia sprawa, ale przynajmniej mu ciepło.
    A ja się cieszę, że póki co nie dorwał go ten wariat morderca - ta podła świnia, która
    uwzięła się na bezdomnych.
    Trzymaj się, Psycho, muszę iść.
    No to na razie - do wiosny czy coś takiego.
    1
    Podczas ferii wielkanocnych Svenja odzyskała nadzieję, że może jednak wszystko się
    jakoś ułoży. Wyjechały na Ibizę. Mama kwitła, znów była dawną mamą, pełną życia i
    pomysłów. Flirtowała z hotelowym boyem, z portierem, a nawet z chłopakami na plaży, co
    zresztą sprawiało Svenji przykrość. Ale mama tylko się z tego śmiała. W ogóle dużo się
    śmiała i mało piła, nie psioczyła cały czas na Svenję i traktowała ją jak dorosłą.
    Razem ze swoją przyjaciółką, Birgit, która zajęła miejsce taty (zarezerwowali wyjazd,
    zanim tata się wyprowadził), włóczyły się po uliczkach, robiły zakupy, leżały na plaży i
    pozwalały sobie na zaspokajanie różnych swoich zachcianek.
    Tak, w czasie świąt wielkanocnych wszystko wyglądało tak, jakby życie było lekkie
    jak chmurka, a kiedy Svenja przesypywała piasek przez palce, problemy wydawały się bardzo
    odległe.
    Ale po feriach wszystko zwaliło się mamie na głowę ze zdwojoną siłą. W skrzynce na
    listy czekały niezapłacone rachunki, ponaglenia do zapłaty i pisma od adwokata taty. W
    mieszkaniu wszystko go przypominało. Pustka, która po nim została, sprawiała ból. Trzeba
    było na nowo zorganizować codzienność, ale mama nie dawała sobie rady, przekraczało to jej
    możliwości. Dużo płakała i znowu zaczęła pić.
    Svenja czuła się tak, jakby coś rozerwało ją na pół. Jak ma żyć tak, jakby nic się nie
    stało, skoro tyle się zmieniło?
    Svenja wsunęła klucz do zamka i przekręciła go najostrożniej, jak potrafiła.
    Miała nadzieję, że mama już śpi. Umówiły się, że wróci o jedenastej, a było już wpół
    do pierwszej. Ale w pizzerii było tak wesoło, że szkoda było wychodzić. To był naprawdę
    fajny wieczór. Przyszli Kai, Uwe, Zeppelin i Michelle. Svenja już dawno tak się nie śmiała.
    Na tych kilka godzin zapomniała o nieznośnej atmosferze w domu, który ostatnio stał się
    obcy i zimny.
    Potem Uwe upierał się, że odprowadzi ją do domu. Był naprawdę miłym chłopakiem,
    na pewno niejednym z tych, co to skaczą z kwiatka na kwiatek. Pod domem rozmawiali
    jeszcze z piętnaście minut, potem Svenja się uwolniła.
    - Naprawdę muszę już iść. Trzymaj kciuki, żeby moja stara już spała, bo inaczej zrobi
    mi piekielną awanturę.
    W oknach na najwyższym piętrze było wprawdzie ciemno, ale to o niczym nie
    świadczyło. Mama i tak mogła być jeszcze na nogach, okna salonu wychodziły na drugą
    stronę.
    - No to pa, Svenja, śpij dobrze.
    - Cześć, Uwe.
    Idąc na górę, zastanawiała się, dlaczego Uwe nie próbował jej pocałować na
    pożegnanie. Każdy inny chłopak nie przepuściłby takiej okazji. Ale może dobrze się stało. I
    tak sprawy były wystarczająco skomplikowane.
    Na palcach wślizgnęła się do przedpokoju i powiesiła kurtkę w garderobie. Jeden
    wieszak stuknął o ściankę szafy i Svenja wstrzymała oddech.
    Wtedy pod drzwiami do salonu zauważyła smużkę światła. A więc mama jeszcze nie
    śpi.
    - Svenja, to ty?
    Cholera! Czasami miała słuch jak zając. Svenja wzięła głęboki oddech i otworzyła
    drzwi do pokoju.
    Mama leżała na kanapie, w kącie migał telewizor z wyłączonym dźwiękiem, leciał
    jakiś beznadziejny amerykański serial komediowy. Na stole stała niewinnie wyglądająca
    butelka wody mineralnej, która z całą pewnością nie zawierała wody mineralnej. Svenja już
    dawno przejrzała sztuczki mamy.
    - Cześć, mamo, przepraszam...
    - Miała być jedenasta - od razu warknęła mama, nie dając Svenji szansy na
    wyjaśnienia. - A jest prawie pierwsza. Na tobie można polegać dokładnie tak samo, jak na
    twoim ojcu. Pewnie sobie wyobrażasz, że możesz sobie mnie lekceważyć, co?
    - Nie patrzyłam cały czas na zegarek - Svenja próbowała się bronić. - Dlaczego nie
    poszłaś spać? Wiesz przecież, że wzięłam klucz.
    - Ja miałam spać? To by ci odpowiadało, żebyś sobie mogła wychodzić i przychodzić,
    kiedy ci się podoba. - Mama próbowała podnieść się z kanapy, ale przeceniła swoje siły i z
    powrotem opadła na poduszki. Druga próba skończyła się tak samo jak pierwsza.
    Całkiem nieźle tankowała: piwo, wódka, whisky - wszystko jedno co. Svenja już
    dawno odkryła, że matka ukrywa przed nią alkohol albo przelewa go do innych butelek.
    Chociaż poza tym nie była zdolna do jakiegokolwiek działania, regularnie sama wynosiła
    puste butelki po alkoholu, żeby Svenja nie mogła ich policzyć. Prawdopodobnie robiła to,
    kiedy Svenja była w szkole. Chwiała się na nogach, człapiąc w kapciach po klatce schodowej
    i trzymając w ręku reklamówkę z pustymi butelkami, które znikały w pojemniku na śmieci.
    Trzecia próba zakończyła się sukcesem; mama stanęła niepewnie na nogach i oparła
    się mocno o kanapę.
    - Z jakim typem zadawałaś się tym razem?
    - Z żadnym - broniła się Svenja.
    W środku wszystko w niej wrzało. Mama stale jej zarzucała, że się z kimś włóczy.
    Wszędzie węszyła chłopaków i seks. Kiedy Svenja dzwoniła do koleżanki, żeby spytać o
    lekcje, mama od razu podejrzewała, że potajemnie umawia się na randkę. Kiedy po szkole
    poszli całą paczką na lody, mama zarzucała jej, że obściskiwała się z jakimś chłopakiem.
    Svenja nie mogła już znieść tych ciągłych podejrzeń. - I pamiętaj, jak przyjdziesz z brzuchem,
    wyrzucę cię za drzwi - groziła. Jak ona wyglądała! Z opuchniętą, nabrzmiałą od alkoholu
    twarzą wydawała się Svenji odrażająca. - Wtedy możesz sobie szukać schronienia u twojego
    wrażliwego tatusia, mnie się nie pokazuj na oczy. Stara śpiewka. Ileż to już razy musiała tego
    wysłuchiwać.
    - No tak, jasne! - krzyknęła Svenja, zaciskając pięści. - Wiem, wiem, ale nie jestem
    taka głupia jak ty i nie dam sobie zrobić dziecka, żeby potem być sfrustrowana i pić jak ty.
    Wiedziała, że to przez nią matka była w takim stanie. Gdyby nie zaszła w ciążę, tata
    nigdy by się z nią nie ożenił. Potem nie byłoby wojny domowej, rozwodu i całego
    zamieszania z adwokatami i sądami. Żyłaby sobie w spokoju. Ale na świat przyszła Svenja i
    wszystko jej popsuła.
    - Jeszcze do tego jesteś bezczelna! - matka zatoczyła się w jej stronę, mierząc ją
    lodowatym spojrzeniem. Podniosła rękę.
    - Jeśli mnie uderzysz, wychodzę - oznajmiła Svenja. - Zrób to wreszcie, proszę
    bardzo. Wtedy sobie pójdę. Od dawna tego chcesz. Po prostu ci zawadzam.
    - A dokąd to niby sobie pójdziesz? - zawyła wściekle matka. - Do tej świni, twojego
    tatusia? Myślisz, że tam będzie ci lepiej? Że nie będzie cię bił? Już ci się podlizywał? Cały
    czas się z nim kontaktowałaś za moimi plecami, tak? U mnie masz wyżerkę, ale trzymasz
    stronę tego śmiecia!
    Svenja zorientowała się, że matka chce ją uderzyć w twarz i uchyliła się. Matka
    chybiła, straciła równowagę i zatoczyła się na regał, zrzucając na podłogę oprawioną w ramki
    fotografię Svenji z wielką dziurą po mleczakach i tekturowym rożkiem ze słodyczami, jaki
    dzieci dostają w pierwszym dniu szkoły. Szkło pękło na kawałeczki, ramka się rozpadła.
    - Ty, ty... - sapała matka, jakby to była wina Svenji. Oskarżającym gestem wskazała
    podłogę. - Natychmiast to podnieś i posprzątaj!
    Svenja nie poruszyła się. Serce skoczyło jej do gardła, a równocześnie wszystko nagle
    stało się jasne, jej myśli były tak klarowne, jak rzadko kiedy. Nie miała już domu. Była winna
    całego zła. Z dnia na dzień działo się coraz gorzej. Nikt by tego nie wytrzymał.
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wzory-tatuazy.htw.pl